Po co i jak wchodzić na giełdę?

Data dodania: 25 września 2017
Kategoria:
Foto:Adrian Tabor, prezes Lauren Peso Polska S.A.

Po sławę. Po pieniądze. Po to, żeby mieć jeszcze więcej pracy. Czy wchodzenie na giełdę opłaci się firmom z sektora MSP?

Wejście na giełdę oznacza dość poważne zmiany w funkcjonowaniu firmy. U samych podstaw tej decyzji musi lec przemyślana i poważna strategia. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie – po co? I czy zyski z tej operacji przewyższą poniesione na nią wydatki? Trzeba też pamiętać, że publiczna emisja akcji to nie tylko koszty finansowe, ale i sporo pracy oraz obowiązków. Przyczyn może być kilka. Do najbardziej oczywistych należą:

• pozyskanie środków na rozszerzenie działalności. Ten krok można w miarę potrzeb powtarzać, realizując kolejne emisje akcji;
• właściciele poprzez giełdę mogą dość łatwo i szybko pozbyć się udziałów;
• zwiększenie wiarogodności firmy wśród inwestorów, a także rozpoznawalności produktów wśród klientów;
• ustalenie rynkowej wyceny spółki.

Są też minusy wejścia na giełdę. Należą do nich przede wszystkim koszty, jakie trzeba ponieść podczas tego procesu. W dużej mierze zależą one od tego, jakiego wybierzemy doradcę – czasem warto wybrać droższą ofertę, ale gwarantującą większy zakres usług oraz oszczędności podczas przyszłej działalności. Zresztą mawia się, że jeśli zastanawiasz się, czy są to koszty warte ponoszenia, to znaczy, że na giełdę nie powinieneś wchodzić.

Pamiętajmy też o tym, że giełda to miejsce dla silnych firm. Te, które szukają w niej ratunku a nie wsparcia, szybko wypadną z rynku. Inwestor musi mieć interes w kupowaniu akcji spółki. Po co ma nabywać niepewne, słabe aktywa, niegwarantujące zysku?

Wyjątkiem mogą być innowacyjne spółki o dużym potencjale wzrostu w przyszłości, potrzebujące środków na dokończenie produktu lub usługi. Tu jest szansa na ewentualne duże zyski, ale i większe ryzyko inwestycyjne.

Wejście na giełdę jest transakcją wiązaną – owszem, otrzymujemy „żywą” gotówkę za akcje firmy, ale i pozbywamy się części decyzyjności oraz przyszłych zysków. Kolejną sprawą, na którą zwracają uwagę potencjalni inwestorzy jest skład zarządu i posiadane przez niego akcje. Na czele spółki powinny stać osoby doświadczone, będące w stanie nie tylko dobrze prowadzić firmę, ale i firmować ją swoim życiorysem. Dobrze, jeśli zarząd będzie trzymał w rękach część akcji. To sygnał, że wierzą w powodzenie, że zrobią wiele dla sukcesu firmy, że mają w tym osobisty interes, a nie są tylko ludźmi do wynajęcia.

IPO, czyli dzień publicznej emisji akcji to dopiero połowa sukcesu. W trakcie obecności na giełdzie należy trzymać się wyznaczonych reguł. Należą do nich przejrzystość informacji i sprawozdawczości finansowej, trzeba też informować o wielu wydarzeniach z życia firmy, jak zmiany personalne na kluczowych stanowiskach czy podpisanie znaczących umów.

Emisja akcji musi być też dokonana w odpowiednim momencie rynkowym. Dobra passa na giełdzie przyciąga inwestorów, ale i konkurencyjne spółki, musimy więc mieć się czym wyróżnić. Bessa na rynku powoduje, że giełdą interesują się tylko najwytrwalsi. Warto więc patrzeć na wskaźniki ekonomiczne i sytuację na giełdzie, a także być gotowym na przyspieszenie bądź opóźnienie emisji.

W Polsce najpopularniejsze są dwa indeksy Giełdy Papierów Wartościowych. Jeden to tzw. główny parkiet, przeznaczony dla dużych firm, drugi – NewConnect jest dedykowany mniejszym spółkom. Warunki wejścia na NC są prostsze, niż w przypadku głównego indeksu. Co ciekawe – niewiele firm działających we franczyzie zdecydowało się wejść na giełdę. Notowane są np. Motoricus.com, Mr Hamburger i Lauren Peso.

Adrian Tabor – prezes ostatniej z tych spółek opowiedział nam o całym procesie i doświadczeniach z tym związanych. W 2009 roku zaraz po wdrożeniu systemu franczyzowego spotkaliśmy na swojej drodze przedstawiciela Autoryzowanego Doradcy firmy wprowadzającej spółki na giełdę i tak wszystko się zaczęło.

Od słowa do słowa, od kalkulacji, a przede wszystkim od korzyści, które miały przyjść po wejściu na parkiet. Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że taka spółka jak nasza może pojawić się na GPW, a jednak stało się - pierwsza firma szkoleniowo – doradcza pojawiła się na NewConnect 16.04.2010 i była nią właśnie Lauren Peso Polska S.A. – mówi nam Adrian Tabor.

Jaki był cel tego działania? Czy chodziło o pozyskanie kapitału czy o coś jeszcze? Przecież kapitał można pozyskiwać po prostu znajdując inwestora.

Celem wejścia na GPW - w tym czasie - był przede wszystkim prestiż związany z pojawieniem się wśród tak zacnego grona spółek giełdowych. Przypominam, że byliśmy 124 spółką na parkiecie NewConnect. Dalszą motywacją, celem było pozyskanie kapitału, który był tak mały, że nie miał większego wpływu na rozwój - to nie USA.

Dlaczego NewConnect a nie „główny parkiet”?

Tylko i wyłącznie z tego powodu, że - aby wejść na główny parkiet - spółka musiała mieć kapitalizację na poziomie ponad 40 mln zł. Jesteśmy spółką usługową i takiej kapitalizacji niestety nie mieliśmy. Dużo łatwiej jest ją osiągnąć będąc spółką produkcyjną lub spółką w grupie kapitałowej.

Jakie były konkretne czynności, które musieliście Państwo podjąć w związku z tą decyzją? Czego wymaga giełda? Zatrudnienie niezależnego audytora, rozbudowanie działu sprawozdawczości, jakieś procedury operacyjne?

Wszystkie prace wykonywał dla nas Autoryzowany Doradca, który kierował wszystkimi działaniami, aby wejść na parkiet. Oczywiście sprawozdawczość musi być bardzo przejrzysta i zwiększa się diametralnie ilość raportów, które kierowane są do GPW - są nimi między innymi raporty kwartalne, roczne oraz bieżące, które mogą mieć istotny wpływ na działanie spółki.

Ile to kosztuje wysiłku i pieniędzy?

Na pewno wymaga zaangażowania dużej ilości czasu. Na wejście udało nam się otrzymać dotację unijną – oczywiście nie na całość - część środków musiała zostać zainwestowana z kasy firmy. Naturalnie koszty bycia na giełdzie też trzeba ponieść i jest to coroczna opłata do GPW oraz opłaty do Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych. Kwoty na małym parkiecie nie są astronomiczne w porównaniu do dużego parkietu.

IPO - pewnie czekaliście na ten dzień z pewną nadzieją i nerwami? Jak poszło?

Tak, czekaliśmy z nadzieją i wszystko poszło OK. Nie pamiętam, który to był dokładnie dzień. Faks z dobrą wiadomością przyszedł do nas po godzinie 20, aczkolwiek nie do końca dotarło do nas jeszcze wtedy, co się dzieje. Z ciekawości - IPO to nie tylko jakaś procedura, ale i pewnego rodzaju święto, impreza, na giełdzie jest szampan, konferencje etc.

Czy był Pan przy tym obecny? Jak Pan to wspomina, tak z ludzkiego - a nie czysto biznesowego - punktu widzenia?

Tak, pamiętam jak dziś, takich chwil się nie zapomina. Tylko kilkaset osób w Polsce mogło doświadczyć tego uczucia. Najważniejsze na debiucie było to, że byli z nami ludzie pracujący w Lauren Peso Polska S.A., bez których ten sukces nie miałby miejsca - nasi akcjonariusze, Autoryzowany Doradca i jakże ważna osoba, z którą wspólnie pracowaliśmy na ten sukces - pan Kamil Kita.

Jaką część akcji wystawiliście na giełdę i czy były kolejne emisje?

Do obrotu trafiła bardzo mała część akcji. Oczywiście pojawiły się kolejne dwie emisje, jednak też były to bardzo małe ilości akcji.

Kiedy, po jakim czasie udało się Wam ocenić, podsumować ten ruch? Czy mogliście sobie powiedzieć - „tak, było warto”? A może tak średnio było warto?

Dość szybko można było ocenić czy „tak” czy „nie”. Dzięki giełdzie jeszcze bardziej ruszyła z kopyta rozbudowa systemu franczyzowego. Łatwiej nam z takim bagażem, jakim jest giełda, walczyć o fajne kontrakty, co przekłada się na sprzedaż.

Od czego zależą wahania kursu akcji? Państwo mieliście ich sporo. Czy to odzwierciedlenie bieżącej sytuacji firmy?

W żadnym przypadku wahania nie odzwierciedlają sytuacji spółki. Giełda rządzi się własnymi prawami i czasami sam jestem zły na to, że podpisujemy fajne kontrakty, a kurs leci w dół, ale cóż - co innego dzień bieżący, a co innego rynek kapitałowy.

Czy obecnie jesteście Państwo zadowoleni z obecności na giełdzie? Powtórzylibyście ten krok? Słowem - czy się opłaciło i dlaczego?

Tak, opłaciło się. Jeszcze raz powtórzylibyśmy to, tym bardziej, że w 2012 nasza spółka-córka w branży PR również zadebiutowała na NewConnect. Teraz jest to spółka z branży VR, której pakiet większościowy sprzedaliśmy w 2015 roku.

Jak to, że jesteście spółką giełdową wpływa obecnie na Waszą działalność?  Domyślam się, że z jednej strony jest trochę łatwiej, bo spółki giełdowe z zasady są dość wiarygodne. Ale z drugiej chyba trzeba dość mocno uważać na to, co się robi, informować o umowach, pilnować wydatków, spowiadać się audytorom?

Dokładnie tak. Przebijamy bariery, których wcześniej nie mieliśmy szans przebić, a z przejrzystością nie mamy problemu. Aczkolwiek mamy świadomość, że nasza konkurencja może naciągać dane, że nie muszą być tak permanentni, jak my. Oczywiście raporty, badanie przez biegłego są to czynności nieuniknione, kiedy jest się spółką z prestiżowego grona, jakim jest Giełda Papierów Wartościowych, do którego należymy i jesteśmy z tego powodu zadowoleni.

Konrad Bagiński

Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.

Dołącz do newslettera

Copyright © 2007-2021 ARSS. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Opieka nad stroną: Lembicz.pl  Skład magazynu Franczyza & Biznes: Aera Design