Polskie juice bary

Data dodania: 19 stycznia 2017
Foto: freeimages.com
Rynek juice barów jest niezbadany, trudny i wymagający.

Stoiska bądź małe knajpki z sokami są fajne – kolorowe, ładne, kipią witaminami i witalnością. Ale czy to dobry sposób na biznes? Przekonajmy się.

Ile w Polsce jest juice barów? Można zaryzykować twierdzenie, że tyle, ile galerii handlowych plus jeszcze trochę. Rynek to niezbadany, trudny i wymagający. Wiele firm, które jeszcze niedawno otwierały swoje podwoje i zapowiadało błyskawiczną ekspansję, po cichu zniknęło. Z drugiej strony w wielu galeriach handlowych od lat stoją te same lokaliki.

Ustawiają się do nich mniejsze lub większe kolejki, ale klienci zawsze jacyś są. Rynek juice barów (mimo szczerych chęci niełatwo znaleźć jakiś polski odpowiednik tego terminu) jest niebywale rozdrobniony. Nawet dobrze radzącym sobie podmiotom trudno zaplanować i przeprowadzić ekspansję. Dobrym przykładem może być znana w Warszawie marka Get Green. Kilka lat temu (2009) firma otworzyła lokal w jednym z ursynowskich pasaży handlowych.

W roku 2013 ogłosiła poszukiwania franczyzobiorców, z ponoć nieźle przygotowanym programem franczyzowym. Nic z tego – w 2014 firma otworzyła drugi własny punkt w CH Plac Unii, a potem zamknęła pierwszy. Franczyzobiorców brak. Mniej więcej w tym samym czasie z programu franczyzowego zamierzała skorzystać firma Skok na sok. Był przełom roku 2012 i 2013, sieć liczyła 5 jednostek. Mimo niezłej komunikacji oferty franczyzowej dziś ciągle ma 5 jednostek własnych.

Widać więc, że w tej branży rozwój przez franczyzę jest dość trudny. Jakie mogą być tego przyczyny? Z jednej strony jest to na pewno ograniczona podaż lokalizacji. Juice bary działają na ogół w galeriach handlowych. Ich liczba rośnie, ale nie w takim tempie, by zaplanować otwarcia lokali i zarezerwować odpowiednią powierzchnię. Trudno się dziwić, miasta nie są z gumy, a Polacy nie dysponują nie wiadomo jakimi pieniędzmi, by stać nas było na włóczenie się po galeriach i pławienie się w rozpustnej konsumpcji.

Drugim powodem są koszty otwarcia lokalu. Wbrew pozorom nie jest to tania inwestycja. Zaraz, wyciskarka do soków to nie jest tania inwestycja? Owszem – profesjonalna wyciskarka do owoców o dużej wydajności kosztuje kilka tysięcy euro. Do tego dochodzi inne wyposażenie – lady chłodnicze, ekspres do kawy etc. i inwestycja z powodzeniem może sięgnąć 100 tys. zł i więcej.

W juice barach nie serwuje się wyłącznie soków. W ofercie znajdziemy także ciasta, kanapki, różnego rodzaju desery – na ogół fit i zdrowe. To z jednej strony poszerza asortyment i pozwala maksymalnie wykorzystać możliwości sprzedaży, ale i nieco podraża i komplikuje inwestycję.

W zasadzie jedyną siecią, która obecnie komunikuje swoją ofertę franczyzową jest Juice Bar Frankie’s. W drugiej połowie 2016 roku pod tą marką działało 6 własnych barów – 4 we Wrocławiu, po jednym w Olsztynie i Krakowie.

Nie wzbogacamy naszych produktów cukrem, bądź innymi substancjami konserwującymi – podkreśla Martin Hofman Laursen, właściciel sieci. Wszystko to w przeciwieństwie do tradycyjnego soku z kartonu naszpikowanego cukrem oraz innymi konserwantami. We Frankie’s prócz głównego produktu z menu bardzo dużą popularnością cieszą się z także kanapki i sałatki, chętnie zamawiane do soków. Dobrym chwytem marketingowym są stałe ceny.

Wszystkie soki i koktajle m Frankie’s ają tę samą cenę, co pozwala na wybór produktu, na który rzeczywiście przyszła ochota, niezależnie od kosztu owoców, czy ilości składników. Lokale Frankie’s urzekają klientów przestronnymi, nastrojowymi wnętrzami, które zdobią dodatki nawiązujące do zdrowego tryby życia.

Cechuje je minimalizm formy. Gdzieniegdzie zauważymy kosze z jabłkami lub innymi owocami. Klimatu dodają, prezentowane urządzenia do wyciskania soków.

Obsługa lokali jest zawsze otwarta na luźną rozmowę nie tylko po polsku, co sprawia, że wielu obcokrajowców czuje się w lokalu jak w domu. A co jeśli sami zechcielibyśmy spróbować swoich sił tworząc sokownię? Nic prostszego. Okazuje się, że możemy z powodzeniem wykorzystać markę Frankie’s, korzystając z jej oferty franczyzowej.

Katarzyna Czereda, rzecznik sieci Juice Bar Frankie’s, mówi, że pomysł na biznes jest atrakcyjny z uwagi na stale rosnącą prozdrowotną świadomość Polaków, ale i koncepcję lokalu oferującego niebanalne połączenia smakowe soków i warzyw. Dla firmy przy wyborze franczyzobiorcy przede wszystkim ważna jest osoba stojąca za projektem, liczy się więc pasja, zaangażowanie, osobowość.

I dość gruby portfel – bo w bar trzeba zainwestować od 200 do 400 tys. zł. Opłata wstępna wynosi 10 tys. zł. Do tego dochodzi jeszcze opłata w wysokości 5% miesięcznego przychodu brutto. Franczyzodawca pomaga w wyborze lokalizacji oraz otoczenia przyszłego lokalu, doradza w kwestii aranżacji wnętrza. Prowadzi też szkolenia dotyczące procedur, przepisów, obsługi klienta.

Biorca licencji dostanie również system IT do monitorowania działalności. To dobrze, że Frankie’s się nie zraża i ciągle zachęca potencjalnych franczyzobiorców. Co prawda od 2 lat żadnego nie zdobył – podobnie jak inne firmy, ale być może czas franczyzy na rynku juice barów jeszcze nie nadszedł. Czy warto czekać? Czas pokaże.

Konrad Bagiński

Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.

Dołącz do newslettera

Copyright © ARSS. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Opieka nad stroną: Lembicz.pl  Skład magazynu Franczyza & Biznes: Aera Design