W Polsce pracuje w swoim zawodzie ponad 650 tysięcy nauczycieli. Potężna armia pedagogów może jednak polec w starciu z rządem. Jeśli ten spełni wszystkie swoje zapowiedzi, pracę może stracić nawet 100 tys. osób. Może czas już dziś przejść „na swoje”?
Wydawałoby się, że szeroko pojęty polski system edukacyjny zawirowania ma za sobą. Sześciolatki w szkołach, nauczyciele z zarobkami nie przypominającymi głodowej pensji, gimnazja działają. Ale czyha na nich mnóstwo pułapek. Aktualnie przez media i sejmowo-rządowe ławy przetacza się dyskusja i kolejne, coraz dziwniejsze, pomysły na reformę edukacji. Pomińmy już kwestie światopoglądowe i programowe. Dziś wszystkie szkoły są gotowe na przyjmowanie sześciolatków. To spora grupa dzieciaków, która wymaga fachowej opieki. Plany rządu obejmują także skasowanie gimnazjów, czyli odwrócenie reformy sprzed kilku lat, której celem było m.in. oddzielenie małych dzieci od dorastających nastolatków. A to z kolei oznacza likwidację szkół gimnazjalnych. Te dwa punkty programu rządu i sejmowej większości przekładają się na konieczność zwolnienia 100 tys. nauczycieli. Tak przynajmniej twierdzi Związek Nauczycielstwa Polskiego.
W Polsce jest 7500 gimnazjów, więc ta liczba nie wydaje się przesadzona. ZNP poczynił również optymistyczne założenie, iż część nauczycieli znajdzie pracę w innych placówkach. Rotacja w zawodzie nauczyciela i tak jest często wymuszona czynnikami demograficznymi. Od kilku lat na początku września z pracą żegna się średnio ok. 2 – 3% wszystkich nauczycieli. Liczbowo wygląda to różnie, jednego roku odchodzi 6 tys. belfrów, innego 8 albo więcej. Wszystko przez to, że dzieci jest coraz mniej. Spadkowy trend w demografii odwróci się pewnie dopiero za 5 – 6 lat. A zostać nauczycielem wcale nie jest tak łatwo. Najpierw studia, potem szkolenie pedagogiczne i mozolne pięcie się po szczeblach kariery. Najniższym z nich jest stażysta, obecnie mamy ich ok. 40 tys. Nauczycieli kontraktowych jest ok. 100 tys., mianowanych – ponad 170 tys. a najwyższe szlify zdobyli nauczyciele dyplomowani – mamy ich ponad 340 tys. Łącznie – ponad 650 tysięcy ludzi. Grupa pracująca w gimnazjach to ponad 100 tys. nauczycieli.
Co ciekawe, nauczyciele są w 90% zadowoleni ze swojej pracy. Lubią ją, lubią dzieciaki, lubią dwumiesięczne wakacje i przestali narzekać na zbyt niskie zarobki. Czasy kiedy na przysłowiowej kasie w Biedronce zarabiało się więcej już minęły. Przez ostatnie lata (do 2012 roku) pensje nauczycieli wrosły aż o kilkadziesiąt procent. Owszem, nadal nie są to kokosy, ale stażysta dostaje 2,7 tys. zł, nauczyciel kontraktowy ok. 3 tys. zł, mianowany prawie 4 tys. zł a dyplomowany 5 tys. zł. To kwoty brutto podawane dane MEN, uwzględniają też różne dodatki. Aby nie być gołosłownym – podstawowa pensja w Biedronce kształtuje się na poziomie 2 – 2,2 tys. zł brutto, plus ewentualnie premie. Ona również wzrosła w ciągu ostatnich kilku lat.
Niezwykle niepokojące jest podejście wielu zwalnianych nauczycieli do utraty pracy. Zbyt często pozostają bierni wobec nowej dla siebie sytuacji. MEN bada ich losy. Okazuje się, że większość zwolnionych nie podejmuje innej pracy! Czekają na poprawę sytuacji w oświacie. Czy mają zbyt wysokie oczekiwania? Niektórzy pewnie tak – od nauczyciela wymaga się pewnej powagi, specyficznych zachowań. A jak to pogodzić z pracą w biurze, na budowie, w restauracji? A praca poza publiczną edukacją oznacza brak Karty Nauczyciela. Co to takiego? Specjalna ustawa, wyjmująca nauczycieli spod zwykłego prawa pracy. Zgodnie z nią nauczyciele mają łącznie 79 dni urlopu, nawet roczne urlopy na „na poratowanie zdrowia”, określoną, choć trzeba przyznać że niejasną, ścieżkę awansu i spore przywileje. Trudno się pogodzić z ich utratą, nawet jeśli w prywatnej szkole lub innej placówce edukacyjnej lub wychowawczej dostanie się wymarzony etat.
FRANCZYZA – DOBRA ALTERNATYWA
Według naszych badań w segmencie edukacji i szkolnictwa działa około 60 firm, oferujących współpracę franczyzową. Jednak tylko nieco ponad połowie z nich (konkretnie 34) udało się pozyskać franczyzobiorców. Z drugiej jednak strony branża jest niezwykle atrakcyjna, bowiem bazuje na wiedzy, a nie na inwestycjach w sprzęt, sklep czy towary. To niebywale obniża próg inwestycyjny. Wiele z nich wymaga zainwestowania kilku tysięcy złotych, daje też szybką stopę zwrotu – nawet 3 do 6 miesięcy. Nauczyciele muszą pokonać kilka bardzo poważnych przeszkód. Chodzi głównie o ich podejście do pracy. Problemy te zostały zidentyfikowane podczas wspomnianego wcześniej badania przez profesjonalnych doradców zawodowych. Otóż nauczyciele są oderwani od realiów pracy w sektorze prywatnym. Po prostu nie znają innego, niż publiczny. Nie myślą biznesowo, nie znają innych branż, więc ciężko im w ogóle wyobrazić sobie pracę poza szkołą. Co za tym idzie – miewają problemy w komunikacji z osobami dorosłymi, z przyjmowaniem krytyki. Co ciekawe – są też nieefektywni, nie umieją pracować w systemie 40 godzin w tygodniu, bo w szkole pracowali mniej! Czy więc nauczyciele nie nadają się na franczyzobiorców? Według znawcy tematu najważniejsze jest porzucenie mentalności belfra, wzięcie się w garść i odrzucenie postawy roszczeniowej.
Część nauczycieli zna realia pracy w sektorze prywatnym. Są to głównie nauczyciele języków obcych, wuefiści czy matematycy, którzy bez większych problemów mogą podejmować dodatkowe zlecenia w czasie wolnym od nauki. Najłatwiej mają oczywiście ci pierwsi. Franczyzodawcy z tego segmentu działają już od wielu lat, wypracowali skuteczne, ciekawe i dochodowe standardy. W zasadzie można założyć, że żaden średnio nawet obrotny acz zdolny nauczyciel języka obcego nie powinien pozostawać na bezrobociu, niezależnie od tego czy specjalizuje się w nauce dzieci, czy dorosłych. Moose – Centrum Języków Obcych ma dziś ponad 70 oddziałów franczyzowych. Koszt otwarcia szkoły to ok. 6 tys. zł, właściciel da pracę kilku lektorom, sam również może pracować. Early Stage – szkoła językowa dla dzieci – ma już 61 franczyzobiorców, chwali się tym, że jest liderem branży w Warszawie i okolicach. W 50 miastach Polski działa British School. Podobnych przykładów jest wiele. Paradoksalnie całkiem łatwo mogą mieć wuefiści. Bardzo szybko rozwijają się bowiem prywatne szkółki sportowe dla dzieci. Liderem jest bodaj Sotatocs, ucząca gry w piłkę nożną. Ma już 70 funkcjonujących oddziałów franczyzowych. Po piętach depcze jej Football Academy, w Polsce i Wielkiej Brytanii ma łącznie 150 szkółek. Podobnych konceptów jest kilka i nie wymagają poważnych nakładów – kilka tysięcy w zupełności wystarczy.
Podobnie jest z nauczycielami matematyki czy techniki. Ofertę dla nich ma choćby Grupa 2BLC, która prowadzi trzy koncepty: Szkołę Matematyki 2plus2, szkołę koncentracji Level Up i Cyfrową Akademię. W tej chwili jest to łącznie 85 placówek. Nieco mniej – 26 – ma sieć szkół MathRiders, czy Matplaneta (15). W tej chwili nie sposób jeszcze określić, czy gimnazja rzeczywiście zostaną zamknięte. Jednak i tak jest to ważny sygnał dla nauczycieli – jedno głosowanie może was wyrzucić na bruk. W wielu krajach Europy franczyzy edukacyjne z jednej strony są źródłem dodatkowego dochodu dla nauczycieli, z drugiej metodą rozwoju ich kompetencji zawodowych. Kto stoi w miejscu – w rzeczywistości cofa się. Bo ucieka mu rynek. Wracając do innych krajów - franczyza w wielu z nich jest traktowana jako metoda walki z bezrobociem wśród nauczycieli. Warto chyba pomyśleć o czymś własnym, stabilnym, czego żadna decyzja nie unicestwi w ciągu kilku minut.
Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.
Dołącz do newslettera
Pozostałe artykuły - Pomysły na biznes
Ważne linki
Na skróty
Katalog franczyz
Kwoty inwestycji