Biznes na wsi

Data dodania: 30 marca 2022

Własna firma przynosząca lukratywne dochody to nie tylko przywilej mieszkańców miast. Osoby mieszkające na wsiach mają tych możliwości niestety mniej, ale potrafią one przynosić niemniejsze profity niż biznesy miejskie.

Polska wieś mocno zmieniła się na przestrzeni ostatnich dekad. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego już tylko co piaty pracujący mieszkaniec wsi zajmuje się rolnictwem, podczas gdy w 1995 roku było to 53 proc. Pozostali korzystają z innych możliwości – zatrudniają się w usługach, budownictwie, a także zakładają własną działalność. Oto kilka sprawdzonych pomysłów na biznes na wsi.

Sklep dla rolnika

Sklep rolniczo-techniczny to biznes, na którego ofertę składają się w dużej mierze części zamienne do maszyn i ciągników, akumulatory, opony, hydraulika siłowa, transmisja mocy, artykuły eksploatacyjne, odzież, obuwie, zootechnika itp. Ze względu na gabaryty oferowanych produktów otwarcie sklepu z artykułami rolniczymi wymaga stosunkowo sporej powierzchni, ok. 250-500 mkw.

Największą sieć tego typu placówek stworzyło w naszym kraju Grene. Jest ich obecnie 170, z czego 97 działa na zasadzie franczyzy. W 2020 roku do sieci dołączyło 5 nowych sklepów franczyzowych, a 3 własne placówki zostały przekazane w ręce franczyzobiorców.

– Ubiegły rok był trudny dla całej gospodarki, jednak nasza sieć nie odczuła skutków pandemii pod postacią spadających wyników sprzedaży. Sklepy Grene były otwarte przez cały rok, ze względu na znaczenie i specyfikę branży rolniczej. Produkcji żywności, uprawy, hodowli zwierząt nie można było tak po prostu wstrzymać. To tylko potwierdza fakt, że nasz biznes jest bezpieczny i stabilny – mówi Joanna Poniedziałek, kierownik działu rozwoju sieci w firmie Kramp, które jest właścicielem marki Grene. – Po pierwszej fali pandemii, która sprawiła, że inwestorzy dość ostrożnie podchodzili do inwestycji w nowy biznes, nastąpiło duże ożywienie zainteresowania konceptem Grene – dodaje.

Większość sklepów rolniczo-technicznych działa w miejscowościach liczących po kilka-kilkanaście tysięcy mieszkańców, a są i takie, które funkcjonują w małych, liczących kilkaset mieszkańców wioskach. Sklepy oczywiście nastawione są na obsługę nie tylko klientów z danej miejscowości, ale z całej okolicy. Dlatego istotne jest, by przed budynkiem znajdował się parking. Ważne jest też bezpośrednie otoczenie. Najlepsze lokalizacje to te w pobliżu stacji kontroli pojazdów, stacji paliw, sklepu budowlanego, dużego marketu spożywczego czy targowiska.

Grene oferuje swoim franczyzobiorcom szeroki zakres wsparcia, obejmującego m.in. wspólną ocenę potencjału lokalnego rynku, konkurencji i stworzenie biznes planu dla danej lokalizacji. Firma przeprowadza również kalkulację kosztów oraz prognozuje wyniki sprzedaży. Pomaga m.in. w rekrutacji personelu, organizacji kampanii marketingowej oraz przy wyborze pierwszego zatowarowania.

– Nie jesteśmy firmą o restrykcyjnych wymaganiach wobec kandydatów na franczyzobiorców. Zgłaszają się do nas rolnicy, najczęściej małżeństwa, które chcą wspólnie prowadzić własny biznes i znają rolnictwo od podszewki, ale także przedsiębiorcy, prowadzący sprzedaż środków ochrony roślin, nawozów lub pasz oraz dealerzy maszyn, szukający możliwości poszerzenia swojej oferty. Znajomość rynku bardzo pomaga w prowadzeniu biznesu w tej branży. Oczywiście, ważne jest również zaangażowanie i otwartość franczyzobiorcy. Nasz biznes to też ciekawa opcja dla osób spoza branży chcących zdywersyfikować swoje działania, które mogą liczyć na nasze wsparcie i dzielenie się wiedzą i doświadczeniem – mówi Joanna Poniedziałek.

Według szacunków firmy, na start potrzebna jest kwota w granicy 400 tys. zł przy sklepie o powierzchni ok. 300-400 mkw., która jest najbardziej efektywna. Inwestycja obejmuje kompleksowe wyposażenie, w tym regały ekspozycyjne, lady, system komputerowy z oprogramowaniem, elementy wizualizacji wewnętrznej i zewnętrznej, a także wyposażenie dodatkowe, stanowiące wartość dodaną sklepu, takie jak np. prasa do zakuwania węży. Chętnych do współpracy nie brakuje. Firma może się nawet pochwalić gronem multifranczyzobiorców prowadzących po kilka placówek Grene.

Mobilny spożywczak

Sklep spożywczy to biznes, dla którego klienci znajdą się wszędzie. Pytanie tylko, czy w odpowiedniej ilości, by taką placówkę opłacało się prowadzić. Ale i na to jest sposób – można otworzyć sklep mobilny, działający na obszarze kilku miejscowości. Niszę w tym obszarze dostrzegła Grupa Eurocash, która ponad 5 lat temu uruchomiła sieć abc na kołach. Obecnie liczy ona już ponad 100 mobilnych punktów sprzedaży.

– Jesteśmy liderem rynku handlu mobilnego w Polsce, ale nadal naszym priorytetem jest ekspansja. Ma ona bardzo duży potencjał bowiem, wciąż jest wiele miejscowości i wsi w Polsce, gdzie brakuje sklepów stacjonarnych lub gdzie jest do nich po prostu daleko – mówi Klaudia Rudewicz, zarządzająca siecią abc na kołach. Sieć skupia się obecnie na rozwoju w województwach: śląskim, świętokrzyskim, podkarpackim, małopolskim, łódzkim, mazowieckim i lubelskim.

Każdy sklep abc na kołach jest prowadzony przez niezależnego przedsiębiorcę - agenta. Nie musi on kupować auta oraz produktów, które sprzedaje. Zapewnia je organizator sieci, który dofinansowuje także zakup paliwa. Na start potrzebny jest jedynie kapitał na wpłacenie kaucji, która stanowi zabezpieczenie powierzonego mienia (auta i towaru) w wysokości 3,5 tys. zł.

Samodzielna inwestycja w mobilny punkt spożywczy z prawdziwego zdarzenia jest dość kosztowna. Samochód powinien być bowiem odpowiednio przystosowany do handlu produktami spożywczymi. Każdy z samochodów abc na kołach posiada m.in. lady chłodnicze i mroźnię.

– Do pracy u nas nie wymagamy ani doświadczenia w handlu, ani znajomości lokalnego rynku i miejsc, gdzie brakuje sklepów stacjonarnych. To my opracowujemy dla naszych kandydatów pierwsze trasy przejazdów. Oczywiście, z czasem poznając rynek, taki przedsiębiorca może wprowadzać w nich – w porozumieniu z nami – modyfikacje – mówi Klaudia Rudewicz.

Wymagane jest natomiast prawo jazdy kat. B, książeczka sanepidowska oraz niekaralność, a także łatwość w nawiązywaniu relacji. Gwarancją sukcesu w tym biznesie są właśnie dobre kontakty z klientami.

Osobom prowadzącym punkty abc na kołach Eurocash gwarantuje wynagrodzenie na poziomie minimum 4000 zł netto miesięcznie. Do tego dochodzą premie za obroty powyżej 30 tys. miesięcznie - od 1,5 do 4,5 proc.

– Każdy z przedsiębiorców pracuje przez 5 dni w tygodniu – niedziele i poniedziałki wszyscy mają wolne. Nasi agenci twierdzą, że ich praca, razem z przejazdami, zajmuje im do 10 godzin dziennie. Zaczynają wcześnie, ok. 6 rano od zatowarowania w hurtowni w produkty świeże oraz regionalne pieczywo, następnie pokonują swoją zwykłą trasę, najczęściej popołudniu kończą pracę i wykonują tzw. raport kasowy. Po posprzątaniu i uporządkowaniu auta w środku pozostaje jeszcze tylko złożenie zamówienia na produkty w hurtowni na kolejny dzień pracy – opisuje standardowy dzień pracy agenta Klaudia Rudewicz. Dodaje, że każdy z agentów raczej prowadzi swój biznes samodzielnie, nie decydując się na zatrudnianie pracowników.

Największą sprzedaż w mobilnych sklepach notują produkty nabiałowe, takie jak mleko czy jajka, a także produkty świeże, w tym warzywa i owoce, wędliny, pieczywo, a ponadto napoje, asortyment suchy i słodycze. Co ciekawe, sporym zainteresowaniem cieszą się również produkty convenience, np. dania gotowe do spożycia.

Oczywiście tam, gdzie istnieje dostatecznie duży potencjał, warto rozważyć otwarcie własnej placówki stacjonarnej. W tym tradycyjnym segmencie rynku funkcjonuje wiele sieci, dzięki którym właściciel takiej małej placówki może uzyskać lepsze warunki handlowe. Do konceptów dedykowanych właśnie małym miejscowościom i wsiom należą m.in. Globi z Grupy Carrefour czy Sasanka z Grupy Chorten. Ofertę franczyzową dla miejscowości liczących ok. 3000-5000 mieszkańców ma także największy gracz na polskim rynku FMCG – twórca sieci Biedronka.

Hodowca z pasją

Poza handlem, na wsiach kwitną także biznesy związane z hodowlą zwierząt, ale nie tylko tych najbardziej tradycyjnych jak krowy, świnie czy kury. Na polskie wsie trafia coraz więcej zwierząt egzotycznych. Wiele z nich doskonale odnajduje się w polskich warunkach, a ich hodowle stają się coraz popularniejsze. Tak jest np. w przypadku ślimaków jadalnych. Szczególnie popularną odmianą wśród polskich hodowców jest Helix Aspersa Muller.

W Polsce jest już co najmniej kilka dużych firm, które robią biznes na ślimakach i oferują pomoc w założeniu hodowli – szkolenia, a także same ślimaki, którym następnie hodowca musi zapewnić odpowiednie warunki, by się rozmnażały. A warunki te wcale nie są wygórowane.

– Najważniejsze te mieć kawałek ziemi, minimum 500 mkw. To da nam możliwość chowu ok. jednej tony ślimaków. Ponadto wymagany jest budynek na kilka klatek, gdzie w miesiącach zimowych będziemy rozmnażać ślimaki. W nim powinien być zainstalowany system ogrzewania, bo trzeba pamiętać, że zajmujemy się ślimakami z innego klimatu, nie naszym rodzimym winniczkiem – mówi Grzegorz Skalmowski, właściciel firmy Snails Garden, zajmującej się hodowlą ślimaków od 18 lat. Obecnie działalność firmy to również kosmetyki marki własnej zawierające śluz ślimaka oraz gastronomia. Grzegorz Skalmowski uczestniczy obecnie w tworzeniu pierwszego konceptu w Polsce, związanego całorocznie ze ślimakami. Restauracja o nazwie Pan Ślimak będzie mieściła się na gdańskiej starówce.

Wiele hodowli działających w Polsce produkuje ślimaki na eksport, głównie do Francji, Włoch czy Hiszpanii. Jednym z potentatów w tej branży jest Polish Snail Holding. PSH oferuje kompleksową pomoc w założeniu hodowli – od szkoleń przez dostarczenie tzw. materiału zarodowego po gwarancję skupu wyhodowanych ślimaków. Znalezienie odbiorcy lub odbiorców jest bowiem kluczem do osiągania zysków z tego biznesu. Warto jednak zauważyć, że producentów ślimaków na eksport nie ominęły niestety problemy związane z pandemią koronawirusa – wprowadzane czasowo obostrzenia, w tym przede wszystkim zamknięcie granic znacząco obniżyły dochody branży.

Koszty związane z założeniem hodowli ślimaków nie muszą być wysokie – wiele zależy od infrastruktury, którą już posiadamy. Jak szacuje Grzegorz Skalmowski, inwestycja może zamknąć się w kwocie 5 tys. zł, ale może też pochłonąć 50 tys. zł. Wszystko zależy od planowanej skali działania, gatunku ślimaka i przyjętej technologii. Jednak to nie pieniądze są najważniejsze, a pasja i zamiłowanie do tego, co się robi.

Każdy niewielki błąd przy hodowli żywego inwentarza może nas kosztować bardzo dużo i już nie będziemy w stanie odbudować tego w danym sezonie – podkreśla Skalmowski. - Na początek nie polecam, aby to było jedyne źródło utrzymania. Tutaj trzeba inwestować wraz z doświadczeniem – dodaje.

Taką radę odnieść można w zasadzie do każdego rodzaju hodowli – ważna jest pasja, a nie tylko moda, choć niewątpliwie rozsądne jest inwestowanie w perspektywiczne i dobrze rozwijające się segmenty. Za taki uważana jest także od kilku lat hodowla alpak. Zwierzęta te hodowane są ze względu na wysokiej jakości, antyalergiczną wełnę, ale także z powodu ich atrakcyjności turystycznej. Alpaki mają bardzo łagodne usposobienie, lubią przebywać z ludźmi, wykorzystywane są nawet w różnego rodzaju terapiach. Często stanowią atrakcję gospodarstwa agroturystycznego. Alpaki można też hodować w celu ich rozmnażania i dalszej odsprzedaży. W związku z rosnącą popularnością hodowli tych zwierząt popyt na nie rośnie.

W Polsce pierwsza farma alpak powstała w 2004 roku, obecnie na stronie Polskiego Związku Hodowców Alpak widnieje obecnie ponad 70 hodowli.
Zakup jednej alpaki to koszt od kilku do kilkunastu tysięcy zł – cena zależy od rasy, wieku i płci zwierzęcia. Alpaki to zwierzęta stadne, trzeba więc na start zakupić co najmniej kilka. Warto też wcześniej skorzystać z kursu hodowli alpak, w trakcie które można dowiedzieć się, jak na co dzień dbać o zwierzęta.

Magiczne miejsca

Zwierzęta mogą również stanowić atrakcję gospodarstw agroturystycznych, ale nie tylko one. Kluczem do sukcesu w tej branży jest oryginalność. Przykłady interesujących koncepcji agroturystycznych to m.in. W Drzewach - apartamenty w drzewach lessowych wąwozów w okolicach Nałęczowa albo Galindia – duża posiadłość na Mazurach stylizowana na wioskę starożytnego plemienia Galindów, z trzema hotelami, salami konferencyjnymi stylizowanymi na jaskinie i prywatnym dostępem do jeziora. Ceny noclegów w takich miejscach zbliżone są do cen pokojów w dobrych hotelach w dużych miastach, a chętnych nie brakuje.

Odwiedzalność takim miejscom zapewnia zwykle tzw. marketing szeptany, a także blogi podróżnicze, na których często można znaleźć opisy takich unikatowych w skali Polski, magicznych miejsc. Jest to również znakomita propozycja na firmowe wyjazdy szkoleniowe czy integracyjne.

Stworzenie gospodarstwa agroturystycznego z prawdziwego zdarzenia wymaga niestety sporego kapitału i… niemałej fantazji.

Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.

Dołącz do newslettera

Copyright © 2007-2021 ARSS. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Opieka nad stroną: Lembicz.pl  Skład magazynu Franczyza & Biznes: Aera Design
linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram