Wrócił z Ameryki z myślą o własnej pizzerii

Data dodania: 13 listopada 2015
Kategoria:
Foto: Da Grasso

Otwarcie pizzerii to nie przypadek – Tomasz Szadkowski, franczyzobiorca Da Grasso opowiada jak został właścicielem własnego lokalu gastronomicznego.

Skąd dowiedział się Pan o franczyzie Da Grasso?

Po powrocie do Polski w 2000 roku ze Stanów Zjednoczonych podjąłem pracę w spółce Da Grasso na stanowisku kontrolera. Moim zadaniem było sprawdzanie jakości zamawianych przez Franczyzobiorców półproduktów (czy są zgodne z wytycznymi sieci). Od tego momentu rozpoczęła się moja przygoda z firmą. Po kilku latach pracy na tym stanowisku odszedłem z Da Grasso i zająłem się zupełnie inną dziedziną. Natomiast zawsze chciałem otworzyć swoją własną pizzerię. Stało się to możliwe w 2014 roku.

W jakiej miejscowości ma Pan swój lokal?

W Łodzi.

Dlaczego wybór padł na polską markę, a nie np. włoską – pizzę kojarzymy z Włochami?

Pierwszą pizzę w życiu jadłem właśnie w Da Grasso w pierwszym lokalu, który mieścił się przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Pozostał sentyment z młodości. Później na wiele lat opuściłem kraj. Po powrocie drogi z Da Grasso znów się skrzyżowały i od tego momentu wiedziałem, że bycie restauratorem to jest to, co chcę robić w życiu i do tego dążyłem. Otwarcie pizzerii Da Grasso to oczywiście nie przypadek. To polska znana marka istniejąca od wielu lat na rynku, polski kapitał a przede wszystkim przejrzyste warunki współpracy miały największy wpływ na wybór konkretnie tej sieci.

Jak ocenia Pan wsparcie ze strony sieci Da Grasso przed i w trakcie otwarcia pizzerii? Jakiego rodzaju to była pomoc?

Pomoc Da Grasso była wszechstronna, od przygotowania projektu aranżacji lokalu, po pierwsze zatowarowanie. W każdym przypadku mogłem liczyć na pomoc pracowników, którzy byli ze mną w stałym kontakcie i w każdej kwestii mogłem liczyć na ich wsparcie. Tak naprawdę wszystkim się zajęli, nie musiałem o wielu rzeczach myśleć, co bardzo ułatwiło uruchomienie pizzerii.

Czy jest to rodzinne przedsięwzięcie?

W moim przypadku nie. Biznes prowadzę ze wsparciem mojego dobrego znajomego, którego poznałem również w Da Grasso w okresie, w którym tam pracowałem. Mamy podobne spojrzenie na prowadzenie gastronomii, co pozytywnie przekłada się na efekty.

W biznesie gastronomicznym nie ma dni wolnych. Restauratorzy mają najwięcej pracy wtedy, kiedy inni odpoczywają. Ile osób trzeba zatrudniać, by nie zostać „niewolnikiem” we własnej firmie?

Tak naprawdę jeżeli chce się prowadzić lokal na dobrym poziomie trzeba poświęcić się tej pracy w 100%. Rzadko można pozwolić sobie na dni wolne. Będąc na miejscu można wszystkiego odpowiednio dopilnować i o wszystko zadbać. Jednak najważniejszym elementem całej układanki są oczywiście pracownicy, którzy powinni być odpowiednio dobierani i wynagradzani. Z moimi pracownikami mam bardzo dobre partnerskie relacje. Często z nimi rozmawiam i wiem, że doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ich dobra praca równa się dobre prosperowanie lokalu, a co za tym idzie mają pracę, z której są zadowoleni. Myślę, że taki układ się bardzo dobrze sprawdza. Na co potwierdzeniem może być fakt, że większość pracowników jest ze mną od początku i głośno mówią o tym, że lubią swoją pracę. Tak naprawdę liczba zatrudnionych osób zależy od wielu czynników, ale aby lokal mógł w ogóle funkcjonować zatrudnionych powinno być minimum 7 osób.

Po jakim okresie czasu pizzeria zaczęła generować zysk?

Trudno dokładnie określić. Myślę, że mniej więcej po około 3 miesiącach zacząłem zauważać, że ciężka praca nie idzie na marne.

Czy przed otwarciem pizzerii Da Grasso miał Pan doświadczenie w gastronomii?

Tak, pracowałem w restauracji jako kelner przez 6 lat. Oprócz tego oczywiście praca w Da Grasso.

Gdzie Pan uczył się rzemiosła restauratora?

Nigdzie. Tak naprawdę trzeba to kochać. Już od momentu pierwszego kontaktu z gastronomią wiedziałem, że to właśnie chce robić w życiu. Miałem to szczęście, że udało mi się zrealizować to marzenie.

Jak wygląda wsparcie marketingowe sieci? Czy może Pan realizować np. własną, lokalną kampanię?

Tak jak najbardziej. Sieć bardzo pomaga organizując ogólnopolskie kampanie. Natomiast w żaden sposób nie zabrania wprowadzania własnych promocji lokalnych. Wszystkie materiały niezbędne do ich funkcjonowania są przygotowywane przez grafików z Da Grasso. Jest to duże ułatwienie i oszczędność czasu, ponieważ sam nie muszę zastanawiać się nad wizualizacją materiałów marketingowych.

Czy funkcjonowanie pod znaną marką pomaga w prowadzeniu biznesu?

Oczywiście, że tak. To jest podstawa. Klienci chętniej odwiedzają lokale znanych marek. Utożsamiają się i przywiązują do niej.

Trudny klient, to według Pana jaki klient?

Nie ma trudnych klientów. Do każdego klienta trzeba podejść indywidualnie i umieć z nim rozmawiać. Odpowiednie podejście jest bardzo ważne. Klient musi czuć się ważny i doceniony oraz oczywiście dobrze nakarmiony. Jeśli z takim poczuciem opuści lokal, na pewno do nas wróci.

Co doradziłby Pan osobom wstępnie zainteresowanym wejściem do sieci Da Grasso? Na co powinno się zwrócić największą uwagę?

Jeżeli dysponują kapitałem, który chcą przeznaczyć na prowadzenie działalności gospodarczej, lubią wyzwania i przede wszystkim gastronomia jest dziedziną, w której zawsze chcieli pracować, to myślę, że nie ma się nad czym zastanawiać. Jeżeli odpowiednio się zaangażują i umiejętnie poprowadzą biznes mają ogromne szanse na powodzenie.

Na czym Pan chce się skupić w najbliższych latach?

W najbliższej przyszłości znalezienie czasu na zorganizowanie wspaniałych wakacji we Francji. A tak poważnie, to na pewno będę dążył do tego, aby rozwijać swój biznes i prowadzić go na takim poziomie, jak w tej chwili.

Rozmawiała Irina Nowochatko-Kowalczyk

Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.

Dołącz do newslettera

Copyright © 2007-2021 ARSS. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Opieka nad stroną: Lembicz.pl  Skład magazynu Franczyza & Biznes: Aera Design