Moda na francuskie piekarnie

Data dodania: 27 października 2014
Moda na francuskie piekarnie

Wraz z rozwojem sieci piekarni, na polskim rynku przybywa lokali w stylu francuskim. Jak mówią znawcy tematu, w większości są one tylko wzorowane na słynne boulangerie. Z Francją łączy je głównie nazwa i wystrój, niekiedy osoba właściciela. Mimo to nie brakuje tych, którzy w poszukiwaniu lepszego smaku są gotowi zapłacić za zwykłe pieczywo trzykrotnie więcej niż wydaliby w osiedlowym sklepie.

Francuskie boulangerie, czyli piekarnie ze słynnym francuskim pieczywem szturmem zdobywają ulice polskich miast. Po sukcesie, jakie odniosły w stolicy, zaczęły się pojawiać w innych miejscowościach. Nie tylko w centrach największych miast. Są również w nadmorskich kurortach, gdzie turyści znużeni tradycyjną ofertą zamawiają śniadanie w stylu francuskim czy lampkę wina.

FRANCUSKIE PIEKARNIE TO NIE TYLKO PIECZYWO

Klasyczne francuskie piekarnie to miejsca, w których można nie tylko kupić świeże chrupiące pieczywo, ale i zjeść posiłek na miejscu. W prawdziwym francuskim lokalu zaopatrzymy się w rogaliki croissanty, pain de campagne (chleb wiejski, pełnoziarnisty, gęsty, pieczony z różnych rodzajów mąki, również żytniej) oraz inne wytrawne wypieki. Jednym z popularnych specjałów rodem z Francji jest też brioche - drożdżowe bułeczki śniadaniowe. Warszawski lokal Café Vincent, pierwsza typowo francuska kawiarnio-piekarnia pojawiła się kilka lat temu przy ulicy Nowy Świat. Obecnie pod tą marką działają trzy lokale. Jak podkreśla właściciel marki Vincent Gauthier, w stolicy jest on jedynym piekarzem z Francji prowadzącym prawdziwe francuskie piekarnie.

Nie znam tu żadnego piekarza, który by pochodził z Francji. Dobra piekarnia nie potrzebuje chwytliwych trików marketingowych. Kiedy Francuz wybiera się do piekarni, to idzie do „kogoś” kogo nazywa po imieniu. Dlatego moje lokale nie nazywają się Bon Apetit, czy Paris. Wykorzystanie w nazwie francuskich słów ma sens tylko dla polskich właścicieli lokali, którzy niczym biuro podróży chcą pokazać, że tu jest kawałek Francji. Jestem z Francji i nie muszę dodatkowo tego podkreślać. Nasi klienci wiedzą, że prawdziwa francuska bagietka jest u Vincenta – opowiada Vincent Gauthier.

Zauważa, że jeszcze jakiś czas temu w Polsce niedostępne były wyroby piekarnicze rodem z Francji. To tłumaczy też sukces całego przedsięwzięcia. Jednak rynek nie stoi w miejscu. Obecnie klienci mają do wyboru mnóstwo lokali gastronomicznych w stylu francuskim. Same nazwy mówią za siebie: Cafe Baguette, Petit Appetit, Deli Paris czy Charlotte, w których można zamówić tarty, kanapki i słodkie bułki. Prosto lub prawie prosto z pieca. Chociaż – zdaniem Vincenta Gauthiera – jest to temat do dyskusji. Wiele lokali wzorowanych na styl francuski, oprócz nazwy ma mało wspólnego z Francją. Nie oferują prawdziwego francuskiego pieczywa, a ich właściciele to najczęściej Polacy.

Największą grupę klientów Café Vincent stanowią kobiety. Choć w lokalu na Chmielnej tego nie widać. W ciągu dnia jest duży ruch. Przychodzą zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Najczęściej są to rodziny czy grupy znajomych. Zamawiają przekąski i napoje. Rozmawiają w różnych językach. Słyszę francuski, hiszpański, rosyjski. – Dzięki tej lokalizacji odwiedza nas sporo turystów z zagranicy – tłumaczy Vincent Gauthier.

ŚNIADANIA W MODZIE

Gdyby zapytać przeciętnego Polaka, co wie o Francji czy kuchni tego kraju to, z wyjątkiem tych, którzy tam byli, powie niewiele. Myślimy raczej stereotypowo. Francja kojarzy nam się z elegancją, modą, ładnymi pejzażami i zabytkami. Nazwy kafejek typu Le Bonjour czy Paris przywołują te stereotypy i na swój sposób przyciągają klientów dając obietnicę wejścia do lepszego świata.

Ptilou, autorka bloga „Francja oczami Polki” pisze: „Co lubię, szanuję i popieram we Francji? croissant’y, pain au chocolat (bułka z czekoladą) na śniadanie i większość ciast. To, że na ulicy słyszę: „dzień dobry”, „przepraszam”, „proszę”. Pejzaże Bretanii, ocean, zamki nad Loarą, pozytywne nastawienie do życia i uśmiech na twarzy. Czerwone wino, które mogłabym pić litrami (a którego wcześniej, w Polsce, nie dawałam rady przełknąć). Tradycje wyjścia, od czasu do czasu, do restauracji, zwłaszcza takich, które ciężko jest znaleźć w przewodnikach turystycznych, a za których menu dałoby się pokroić. Literaturę i poezję francuską, gust Francuzek. I oczywiście małe stoliczki kawiarniane ze stojącymi na nich malutkimi filiżaneczkami pysznej kawy”.

Wydaje się, że francuskie boulangerie w Polsce próbują uchwycić ten klimat. Klient kupujący pieczywo czy spędzający popołudnie w takim lokalu jest otoczony subtelnym dźwiękiem piosenki. Zakupy umila śpiew gwiazd francuskiej estrady Édith Piaf czy Charles Aznavour.

FRANCUSKI PATENT

Koncept połączenia piekarni z kawiarnią w oparciu o sprawdzony wzór okazał się strzałem w dziesiątkę. Moda na francuskie boulangerie nabiera tempa. Są to miejsca zawsze wypełnione tłumem ludzi. Najpierw wpadało się do nich po drogie bagietki, później zaczęli przychodzić tu ci, którzy nie zdążyli zjeść śniadania w domu. W swojej istocie sam koncept nie jest nowością na światowym rynku gastronomicznym. Wielkie zagraniczne sieci we współpracy z koncernami dostarczającymi technologie i produkty są w stanie przygotowywać podobne wypieki na skalę przemysłową.

Inną sprawą jest to, że w efekcie produkt końcowy traci to „coś”. Piekarnie wzorowane na francuskie chcą nas przekonać o wyjątkowości swojej oferty. Zapewniają, że głównym ich atutem jest robienie wszystkich potraw na miejscu, bez wykorzystania sztucznych dodatków. W niektórych lokalach możemy zerknąć okiem na pracę piekarzy, a chwilę później zobaczyć na swoim stoliku cieplutki rogalik. Ci, których już nie trzeba przekonywać korzystają też z zamówień telefonicznych. Przychodzą po zapakowane do torebki pieczywo i idą do domu. Ile średnio płacą? – Ostatnio kupiłam dwie bagietki i chleb typu pain de campagne. Za wszystko zapłaciłam 20 zł – mówi Iwona z Warszawy, która będąc w śródmieściu zawsze wpada do swojej ulubionej piekarni.

Ceny bagietek wahają się od 4 do 6 zł, chlebów od 7 do 9 zł. Jeśli zdecydujemy się przekąsić na miejscu, to rachunek wraz z zakupami do domu może wynieść około 50 zł. Drogo czy nie – odpowiedź na to pytanie zawsze jest subiektywna. Niektórzy przychodzą tu tylko raz na jakiś czas, a są też i tacy, którzy wolą zapłacić więcej za dobre pieczywo i regularnie zaopatrują się w chleb w jednej wybranej piekarni.

Irina Nowochatko-Kowalczyk

Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.

Dołącz do newslettera

Copyright © ARSS. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Opieka nad stroną: Antygen.pl  Skład magazynu Franczyza & Biznes: Aera Design