Hollywood i popularne seriale utrwaliły w społecznej świadomości obraz poważnego biznesmena, który w biurze pojawia się koło południa, w ciągu dnia spędza 2-3 godziny na lunczykach, popołudniem wychyla kilka łyków szkockiej i – po wizycie u kochanki – wraca do domu. Rzeczywistość jest bardziej brutalna – liczący się biznesmen ma tyle pracy, że żonę widuje pod kołdrą, zapomina imion swoich dzieci, o kochance może pomarzyć, a wyspać się najwyżej w podróży.
Stara żartobliwa zasada mówi, że „szef nie śpi – szef czuwa”. Doskonale ilustruje to przykład Donalda Trumpa. Urodzony w 1946 roku miliarder pomnożył odziedziczony majątek. Jego holding składa się z setki firm, w jego skład wchodzą prestiżowe biurowce, hotele, apartamenty, kasyna, restauracje i sam Trump raczy wiedzieć co jeszcze. Miliarder jest przy tym ciekawym przypadkiem medycznym. Już podczas studiów nauczył się spać 3 godziny na dobę i to zostało mu do dziś. Zagadką jest jego dobra forma. W jednym z wywiadów stwierdził „Jak ktoś, kto śpi 12 - 14 godzin na dobę może konkurować z kimś, kto śpi trzy lub cztery?”.
KRÓTKI SEN PREZESA
Równie ciekawe podejście do snu i obowiązków miał Brett Yormark, zarządzający koszykarską drużyną New Jersey Nets (później Brooklyn Nets). Wstawał o 3.30, godzinę później meldował się w biurze, skąd rozsyłał motywujące e-maile do swoich zawodników. Dniem prawie wolnym była dla niego niedziela – wtedy za biurkiem siadał dopiero o siódmej (tak, siódmej rano). Trzymający twardą ręką kierownicę koncernu Fiat, szczególnie po fuzji z Chryslerem, Sergio Marchionne, przesypia 4 godziny na dobę, napędzając się – według słów jego współpracowników – kawą i nikotyną.
Obsesyjnie skupiony na swojej pracy Steve Jobs miał zwyczaj zjawiać się w biurze około godziny 7 rano i opuszczać je około 22. Czasu na sen miał więc niewiele, zresztą wykorzystywał na pracę każdą chwilę. Pracowników nękał wysyłanymi w środku nocy mailami, naradami w windzie, weekendowymi nasiadówkami. Tym bardziej dziwi dumne hasło niektórych biznesmenów, szczególnie z branży IT, że chcą być jak Steve Jobs. Jego następca, Tim Cook, zdaje się mieć bardziej przystępny charakter i do życia podchodzić nieco lżej. Jest jednak równie obsesyjnym pracoholikiem. Wstaje o godzinie 4:30 i od razu zabiera się za służbową korespondencję. Pół godziny później jest na siłowni. Ponoć jest dumny z tego, że do biura przychodzi pierwszy a wychodzi ostatni.
Nieco później od Cooka wstawał Jon Corzine, były CEO Goldman Sachs. O piątej był na nogach, robił 5-milową przebieżkę i nieco po szóstej trafiał do biura, z którego wychodził – jakżeby inaczej - ostatni. Prezes i dyrektor naczelny The Walt Disney Company ma jeszcze inną ciekawą przypadłość. Nie dość, że budzi się o 4:30, to po pobudce zajmuje się ćwiczeniami, słuchaniem muzyki, czytaniem gazet i maili oraz oglądaniem telewizji. Naraz. Pełna wielozadaniowość.
Niektórzy do swych barbarzyńskich zwyczajów włączają swoich najbliższych. Howard Schultz, prezes i CEO Starbucks również melduje się za biurkiem o szóstej rano, również wcześniej uprawia sport – jeździ z żoną na rowerze. Pewnym wytłumaczeniem jego trybu życia może być fakt, że handluje kawą na naprawdę dużą skalę. Poprzedni szef Starbucksa również wstawał o 4.30 i biegał. Codziennie. Przez 15 lat.
Jack Dorsey, jeden z założycieli Twittera i szef Square’a jest bardzo przywiązany do swoich projektów. W jednym z wywiadów przyznał się, że na Square (nowoczesne systemy płatności) spędza 10 godzin dziennie a na Twitterze od 8 do 10. Nawet jeśli te aktywności częściowo się zazębiają, to czasu na sen pozostaje mu niepokojąco niewiele. Pocieszające jest to, że wstaje codziennie o 5:30, żeby pobiegać.
Tydzień pracy normalnego człowieka to 5 dni po 8 godzin, co daje łącznie 40 „roboczogodzin”. Marissa Mayer, szefująca obecnie Yahoo potrafi w tygodniu wyciągnąć ich 130, niewiele mniej, niż „normalny człowiek” w ciągu miesiąca. Mimo to znajduje czas dla dzieci, a co cztery miesiące robi sobie tygodniowe wakacje.
W POLITYCE I WOJSKU TEŻ NIE POŚPISZ
Co ciekawe, krótki sen nie jest tylko domeną biznesmenów, ale i polityków. George Bush senior wstawał o 4, szedł biegać i meldował się w Gabinecie Owalnym o szóstej, pracował zaś do 2 w nocy. Jego współpracownicy i obsługa Białego Domu wspominają to jako horror. Nadążenie za prezydentem było ponad siły dla wielu z nich. Po zmianie ojca na syna, wcale nie było lepiej. George W. Bush (czyli junior) do Gabinetu Owalnego wkraczał o godzinie 6:45 i często na tę porę wyznaczał spotkania. 5 – 6 godzin na dobę przesypiał Bill Clinton, dopiero operacja serca, której musiał się poddać nieco wydłużyła godziny prezydenckiego wypoczynku. Nawyk oszczędzania czasu na śnie prawdopodobnie został mu ze studenckich czasów, ponoć jeden z profesorów Georgetown twierdził, że wielcy ludzie potrzebują mniej snu. Niewiele lepszy jest Barack Obama. Kładzie się spać o pierwszej w nocy, wstaje o siódmej. Warto też zauważyć, że sen prezydenta Stanów Zjednoczonych dość często jest zakłócany. Jego najbliżsi współpracownicy na bieżąco decydują czy budzić szefa w obliczu różnorakich kryzysów na całym świecie.
Cztery godziny dziennie przesypiała Żelazna Lady, Margaret Thatcher, być może dlatego tak długo i skutecznie rządziła Wielką Brytanią. Prezydent Republiki Chińskiej (dawnego Tajwanu), Ma Ying-Jeou śpi 5 godzin a dzień zaczyna bieganiem w promieniach wschodzącego słońca (jeśli nie pada). Trochę tłumaczy go fakt, że od wielu lat czynnie uprawia różne sporty. Ciekawym przypadkiem jest też emerytowany dziś czterogwiazdkowy amerykański generał Stanley McChrystal. Dowodził siłami w Afganistanie, został odwołany w ekspresowym tempie po tym, jak skrytykował prezydenta Obamę. To w siłach zbrojnych wręcz świętokradztwo. Był również nowoczesny i innowacyjnie podchodził do swoich obowiązków a to również nie jest dobrze widziane w armii. Prywatnie również był niestandardowy. Spał 4 godziny dziennie, jadł tylko jeden posiłek na dobę i codziennie biegał 11 – 13 km.
WIELKIE UMYSŁY ZAWSZE SĄ NA OBROTACH
Jeszcze większymi dziwakami bywają genialni naukowcy. Thomas Edison, genialny wynalazca, był chyba skazany na wynalezienie żarówki – spał jedynie 3-4 godziny na dobę, więc naprawdę potrzebował dobrego źródła światła. Uważał również, że sen to spuścizna po epoce jaskiniowców. Jeszcze mniej odpoczynku potrzebował Nikola Tesla, zadowalał się dwugodzinną drzemką. Tyle samo odpoczynku potrzebował Leonardo da Vinci. Na bezsenność nie narzekał za to inny piękny umysł - Albert Einstein sypiał dobrze i długo, nawet do 11 godzin. W „sennych portretach” aktywnych ludzi da się zauważyć pewne zbieżności. Wielu z nich uprawia jakąś poranną formę aktywności – być może jest to klucz do sukcesu. Niedobór snu nie musi bowiem degenerować zdrowia. Nikola Tesla zmarł w wieku 87 lat, podobnie jak Margaret Thatcher, Edison – 84. Da Vinci dożył 67 lat, warto jednak zauważyć, że średnia długość życia w XV-wiecznej Europie wynosiła 28 lat. Dziś najbardziej zapracowaną i niedospaną grupą zawodową (a na pewno najsłynniejszą) są pracownicy biurowi w Japonii. To wina kultu i kultury pracy. W Kraju Kwitnącej Wiśni nie wychodzi się z pracy przed szefem. Zjawisko to przyjmuje patologiczne rozmiary. Badania japońskich akademików wykazały, że aż 37% ich rodaków ma poważne zaburzenia snu. Skutkiem tego jest ich niska wydajność, spada ona o 40%. Zdarzają się też wypadki przy pracy. Niedospani Japończycy powodują w gospodarce kraju straty oceniane na 30 mld dolarów rocznie. A wystarczyłoby się wyspać…
Zrywający się z kurami biznesmeni to specyficzna grupa. Może i dzięki temu odnoszą większe sukcesy, ale nie warto ich w tym aspekcie naśladować. Mają dość pieniędzy, by regularnie monitorować stan swojego zdrowia. „Zwykły” człowiek przez zbyt krótki sen może nabawić się wielu problemów zdrowotnych. Spanie poniżej 5-6 godzin na dobę może rozregulować nasze ciśnienie krwi – będzie zbyt wysokie lub zbyt niskie. Ryzyko zawału rośnie trzykrotnie. W przypadku ludzi w wieku 25-49 lat śpiących mniej, niż 7 godzin, wzrasta ryzyko nadciśnienia. Niewyspany organizm rozregulowuje się chemicznie i produkuje toksyny zagrażające sercu i sprzyjające rozwojowi nowotworów.
Z jednej strony mamy niedospanych szefów-pracoholików. Odpór dają im lekarze, ale i inni biznesmeni. Coraz więcej firm zauważa, że niewyspany pracownik jest nic nie wart. Piętnastominutowy sen w ciągu dnia zwiększa naszą produktywność o 35%, kreatywność o 40% a umiejętność podejmowania decyzji aż o połowę. Firmy organizują więc specjalne pokoje relaksacyjne, pozwalają na drzemki i odpoczynek. I to chyba jest właściwe podejście. Brak bowiem medycznych danych wskazujących na groźne skutki nadmiaru snu.
Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i sprawdź która franczyza będzie dla Ciebie najkorzystniejsza.
Dołącz do newslettera
Ważne linki
Na skróty
Katalog franczyz
Kwoty inwestycji