Eksperci prognozują, że rynek wirtualnych ludzi doświadczy gwałtownego wzrostu — w ciągu najbliższych dziesięciu lat jego wartość może zwiększyć się blisko 40-krotnie. Głównym motorem tego trendu jest dynamiczny rozwój metawersu, ale nie tylko. Coraz więcej firm już teraz korzysta z rozwiązań opartych na cyfrowych ludziach, by skutecznie zarządzać procesami funkcjonującymi w przestrzeni online. Co ciekawe, ich zastosowanie nie ogranicza się jedynie do wsparcia technicznego czy obsługi klienta — coraz częściej pełnią również rolę influencerów, a nawet towarzyszy osób starszych.
Z badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Indiany wynika, że ludzie mają tendencję do traktowania wirtualnych postaci w podobny sposób jak prawdziwych ludzi. W wielu przypadkach interakcje z nimi są niemal nie do odróżnienia od tych z udziałem rzeczywistych osób.
– Cyfrowi ludzie są tworzeni z myślą o konkretnych zastosowaniach. Możliwa jest ich produkcja na dużą skalę i można ich dostosować do potrzeb poszczególnych firm. Nigdy się nie męczą, nie potrzebują urlopu, wynagrodzenia, benefitów. Firmy mogą z nich korzystać tak często, jak potrzebują. W idealnej sytuacji można ich wykorzystać do wszystkich zawodów wykonywanych w środowisku cyfrowym i w zasadzie nie potrzebują fizycznej formy. Gdyby taką mieli, mówilibyśmy o robotach. Cyfrowi ludzie istnieją tylko w środowisku wirtualnym – wyjaśnia Lingyao Yuan, adiunktka w Instytucie Informatyki i Analityki Biznesowej w Ivy College of Business Uniwersytetu Indiany.
Wirtualne postacie można podzielić na cztery główne kategorie. Pierwsza z nich to tzw. wirtualni agenci. Zazwyczaj są to cyfrowe byty wspierające klienta w prostych procesach — takich jak śledzenie przesyłek czy pomoc w call center. Nie nawiązują głębszej relacji z użytkownikiem, wykonując jedno, z góry zaprogramowane zadanie.
Druga grupa to asystenci — potrafią przeprowadzić użytkownika przez spotkanie online, wspierając komunikację i udzielając informacji zwrotnych w czasie rzeczywistym.
Na trzecim miejscu plasują się wirtualni influencerzy. To cyfrowe postacie obecne głównie w mediach społecznościowych, które komunikują się z odbiorcami jednostronnie. Przykładem jest Lil Miquela, która zadebiutowała na Instagramie w 2016 roku i do dziś zdobyła ponad 3 miliony obserwujących. Jej profil służy do promowania luksusowych marek modowych.
Czwarta kategoria to wirtualni towarzysze, których rola polega na budowaniu trwałych relacji z użytkownikami. W tej grupie znajdują zastosowanie m.in. w opiece nad osobami starszymi.
– Mogą oni tworzyć głębokie osobiste relacje z użytkownikami. Jednym z zastosowań jest opieka nad osobami starszymi. Na przykład jeżeli senior nie może spędzać czasu z rodziną, wirtualny asystent może mu dotrzymywać towarzystwa, wymaga to jednak zbudowania ciągłej relacji pomiędzy cyfrowym człowiekiem a użytkownikiem. Może to znaleźć zastosowanie także wśród pacjentów z chorobą Alzheimera. Mogą one nie pamiętać dokładnie, co działo się pięć minut temu, ale ich długoterminowe wspomnienia sięgające 15–20 lat wstecz mogą na tym etapie być bardzo żywe. Dzięki cyfrowej osobie kontrolowanej przez prawdziwego człowieka możemy zmienić wiek dowolnej osoby. Mogłabym na przykład rozmawiać ze swoją babcią, przybierając twarz dziecka, jakby rozmowa toczyła się 10–15 lat temu. Być może dzięki temu babci łatwiej byłoby mnie sobie przypomnieć. W ten sposób można korzystać z metody interakcji z osobami starszymi – informuje Lingyao Yuan.
Zespół badawczy z Uniwersytetu Indiany analizuje przede wszystkim to, jak użytkownicy odbierają cyfrowych ludzi. Wyniki tych badań pokazują, że mimo obaw społecznych — głównie dotyczących wpływu AI na rynek pracy — wiele osób traktuje cyfrowe postacie tak, jakby były rzeczywiste. Ciekawym zjawiskiem jest fakt, że w niektórych przypadkach ludzie wręcz preferują, by cyfrowe byty nie wyglądały zbyt realistycznie. Przykładowo, osoby zmagające się z zespołem stresu pourazowego często lepiej reagują na mniej "ludzkie" awatary.
– Za pomocą cyfrowych ludzi możemy też pomóc w walce z dyskryminacją. Na przykład, jeśli dana osoba może wybrać doradcę finansowego-cyfrowego człowieka, czy będzie ona miała tendencję do wyboru tej samej płci lub rasy, czy ulegnie stereotypom? Czy jeśli nie mamy wyboru i mamy do czynienia z cyfrową osobą przeciwnej płci, innej rasy i w innym wieku, to będziemy tak samo zadowoleni? Większy wybór prowadzi do większej dyskryminacji, a jeśli pokażemy te same problemy w świecie cyfrowym, możemy zmienić ich postrzeganie przez ludzi – uważa naukowczyni.
Według danych Allied Market Research, globalna wartość rynku cyfrowych ludzi w 2021 roku wyniosła 11,3 miliarda dolarów. Prognozy mówią o wzroście do ponad 440 miliardów dolarów do 2031 roku. Średnioroczne tempo wzrostu na poziomie 44,7 proc. to wyraźny sygnał, że przed tą technologią otwierają się ogromne możliwości.
Nie oznacza to jednak, że każda firma od razu zdecyduje się na wdrożenie takich rozwiązań. Dla wielu organizacji koszt implementacji nadal pozostaje istotną barierą, mimo że technologia staje się coraz bardziej przystępna w porównaniu do 2017 roku. W wielu przypadkach do realizacji zadań wystarczające są prostsze narzędzia — takie jak chatboty czy asystenci głosowi.
– Oczekujemy, że będzie coraz większe zainteresowanie firm usługami cyfrowych ludzi, ale to, czy dana firma zdecyduje się na wprowadzenie cyfrowych ludzi, będzie zależeć od przemyślanej decyzji. Inteligencja maszynowa nie jest repliką ani nie jest równoważna inteligencji ludzkiej na tym etapie. Obecnie jest to dużo mniej kosztowna technologia w porównaniu do 2017 roku, ale nadal jest to dość duży koszt dla firm. Czasami potrzebują one realizacji jednego rodzaju zadania – wtedy chatbot lub asystent głosowy jest wystarczający, aby wykonać to zadanie, zamiast korzystać z uczenia maszynowego – wskazuje ekspertka.
Dołącz do newslettera
Ważne linki
Na skróty
Katalog franczyz
Kwoty inwestycji