Czy mąż nadal do wynajęcia?

Data dodania: 4 czerwca 2018
Kategoria:
Foto: freeimages.com

Ile rzeczy można załatwić w godzinę? Dużo – przekonują pomysłowi fachowcy, którzy swoje umiejętności próbują przekuć w biznes z różnym skutkiem. Postanowiliśmy sprawdzić czy popyt na tego typu usługi to tylko chwilowa moda czy trend, który utrzymuje się do dziś.

Cieknący kran, zacinający się zamek, luźne gniazdko, brak światła, złamane krzesło zatkany zlew, niedomykające się okno czy odpadające kafelki to zmora nie jednej gospodyni, która wskutek różnych przyczyn nie może liczyć na pomoc najbliższych. Nie oznacza to jednak, że nie ma wyjścia. Jak przekonuje Piotr Jasiczak, właściciel jedynej w kraju franczyzowej sieci Mąż na godziny (działa na terenie sześciu miast), większość typowo domowych problemów nie wymaga tajemnej wiedzy i drogich specjalistów, ani dźwigów, spawarek i młotów pneumatycznych. Wystarczy zmysł techniczny, zdrowy rozsądek i doświadczenie. Mąż na godziny je posiada, dlatego potrafi naprawić prawie wszystko.

Szybko, sprawnie i sprytnie – czyli unikając zbędnych kosztów. Wystarczy tylko skorzystać z mapy i … wybrać męża. Wybrany fachowiec przyjedzie w dogodnym terminie i usunie usterkę. Godzina napraw kosztuje średnio od 40 do 60 zł bez kosztów dojazdu. Pomysł na założenie takiego rodzaju działalności wydaje się jak najbardziej uzasadniony. Z usług takiej firmy mogą korzystać samotne kobiety, które nie mają mężczyzny w domu i nie są w stanie same wykonać wielu domowych czynności. Wystarczy zadzwonić i zamówić sobie wizytę takiego pana, który pomoże w uporaniu się z męskimi zajęciami w domu. Brzmi sensownie, ale jak jest naprawdę.

Czy samotne kobiety z łatwością dzwonią pod podany w ogłoszeniu numer i umawiają się na wizyty? Aby odpowiedzieć na to pytanie zwróciliśmy się do kilku kobiet z różnych grup społecznych w różnym wieku z pytaniem – czy skorzystałybyście z takiej oferty? Zofia, 65 lat, samotna emerytka: - Mieszkam w kawalerce, o stan której staram się dbać na bieżąco. Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się zaprosić kogoś obcego do mieszkania. W razie potrzeby staram się umówić z kimś ze znajomych. Najczęściej są to sąsiedzi, którzy w miarę możliwości pomagają mi w drobnych naprawach. Nie odważyłabym się zadzwonić pod numer widniejący na słupie ogłoszeniowym. Ewelina, 43lata, rozwiedziona: Tak, słyszałam o tego typu usłudze. Śmiesznie to się nazywa i różnie się ludziom kojarzy. Ale sam w sobie pomysł nie jest zły. Być może ktoś naprawdę będzie w potrzebie i dzięki takim ogłoszeniom szybko umówi się z fachowcem. Osobiście bałabym się dzwonić do nieznajomego faceta i zapraszać go do domu. Daria, 29 lat, singielka: To jeszcze funkcjonuje? Myślałam, że tego typu biznes, jeśli można to tak nazwać przestał być popularny już kilka lat temu, jeżeli taki był. Pamiętam, że mówiło się o tym na zasadzie ciekawostki. Jeżeli ktoś naprawdę potrzebuje fachowca, to raczej będzie szukać informacji na portalach społecznościowych. Tam w ramach lokalnych grup sąsiedzkich ludzie zadają pytania i polecają sobie różnego rodzaju usługi. Uważam, że ten temat jest już nie aktualny.

Branża rozwija się w kierunku B2B

Na hasło „drobne usługi domowe” wpisane w wyszukiwarce internetowej na pierwszej stronie wyników wyświetlają się zaledwie dwie firmy. Pozostałe wyniki to ogłoszenia indywidualne, zamieszczone na darmowych portalach ogłoszeniowych. Oczywiście nie świadczy to o tym, że nie ma popytu na tego typu usługi. Potwierdza to jedynie fakt, że rynek takich usług dla indywidualnych gospodarstw domowych jest bardzo rozdrobniony. I raczej nic nie wskazuje na to, że trend się odwróci i niezależni fachowcy będą łączyć się w sieci firm spieszących na pomoc bezradnym gospodyniom. Zgadza się z tym Piotr Jasiczak, właściciel franczyzowej sieci Mąż na godziny. – Rynek jest trudny. Nasz pierwszy punkt franczyzowy został otwarty w 2008 roku. Po początkowym bardzo gwałtownym rozwoju – w pierwszym roku działalności mieliśmy około 13 oddziałów – sieć zmniejszyła o połowę w skutek dużej liczby reklamacji. Zdalna kontrola świadczonych usług jest rzeczą niezwykle trudną. Jeśli ktoś jest naprawdę dobrym fachowcem, to nie potrzebuje reklamy, bo ma zleceń na pół roku do przodu. Ludzie wchodząc na rynek nie zawsze mają odpowiednie doświadczenie i odpowiedni sprzęt. Niestety zdarzało nam się, że mimo referencji panowie współpracujący z nami byli średnio rzetelni w tym, co robią. To szkodzi marce, więc jest tak, że w tej chwili w sieci zostali tylko ci franczyzobiorcy, którym naprawdę ufam. Mają oni sieć swoich stałych klientów – opowiada Piotr Jasiczak. Dodaje, że obecnie firma skupia się na świadczeniu usług dla klientów biznesowych – korporacji czy sieci sklepów. Indywidualne zlecenia są traktowane w tej chwili jako dodatkowa działalność. – Na przykład, jeśli nasz fachowiec otrzymuje zlecenie od jakieś firmy, a w tym samym czasie ma zamówienie od klienta indywidualnego w pobliskiej lokalizacji, to wówczas może zrealizować również to drugie zlecenie – podsumowuje Piotr Jasiczak.
Zatem wszystko wskazuje na to, że instytucja tzw. „złotej rączki” nie odejdzie w niepamięć. I w razie nagłej potrzeby na pomoc będą wzywani sąsiedzi, zaufany hydraulik ze wspólnoty mieszkaniowej czy po prostu ktoś polecony przez najbliższą osobę.

Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.

Dołącz do newslettera

Copyright © 2007-2021 ARSS. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Opieka nad stroną: Lembicz.pl  Skład magazynu Franczyza & Biznes: Aera Design