System pracowniczych planów kapitałowych nie spełnia swojej roli jako narzędzie wspierające przyszłych emerytów o najniższych dochodach. Zamiast tego stał się benefitem dla najlepiej zarabiających pracowników.
Fundamentalnym problemem, które miały rozwiązać pracownicze plany kapitałowe, było budowanie dodatkowych oszczędności emerytalnych wśród tych osób, które w przyszłości będą miały bardzo niskie świadczenia. Ale to zupełnie nie poszło w tę stronę. PPK stały się benefitem dla dobrze zarabiających pracowników – mówi dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego.
Jak podkreśla, konieczne jest ponowne przemyślenie założeń programu i wprowadzenie zmian, które realnie wpłyną na zwiększenie liczby uczestników. Propozycje obejmują między innymi automatyczny zapis do PPK osób po 55. roku życia, całkowite zniesienie obowiązku wpłat z pensji dla najmniej zarabiających oraz waloryzację państwowych dopłat.
Obecny poziom uczestnictwa w programie jasno pokazuje, że pierwotne założenia nie zostały spełnione. Dr Kolek ocenia, że:
Partycypacja w PPK na dziś jest niewystarczająca i pokazuje, że ten system się nie sprawdził, nie zadziałał w taki sposób, w który oczekiwał rząd, rynek kapitałowy i sami oszczędzający. To oczywiście nie oznacza, że trzeba zakończyć i zlikwidować PPK. Absolutnie nie, dziś takich pomysłów nie ma i myślę, że w najbliższym czasie nie będzie. Natomiast to pokazuje, że ten program wymaga zmiany, która faktycznie wiązałaby się z jego upowszechnieniem.
PPK wystartowały w połowie 2019 roku, a ostatni etap wdrażania zakończył się dwa lata później. Program obejmuje obecnie 2,57 mln aktywnie oszczędzających uczestników, a miesięcznie dołącza do niego ok. 20 tys. nowych osób. Mimo to, poziom partycypacji zatrzymał się w okolicach 35 proc., co jest znacznie poniżej planowanych 75 proc.
Projektodawcy posługiwali się poziomem partycypacji 75 proc. Gdyby ona faktycznie była na takim poziomie, dziś w PPK oszczędzałoby blisko 8 mln osób. Ale wiemy, że tak nie jest – podkreśla prezes Instytutu Emerytalnego.
Największe zainteresowanie programem widoczne jest w firmach, które jako pierwsze wdrożyły PPK – tam partycypacja wynosi ok. 53 proc. Wyjątkiem na tle ogólnym jest także sektor finansowy, gdzie uczestniczy aż 75 proc. pracowników.
PPK stały się trochę produktem luksusowym, głównie dla tych osób, które lepiej zarabiają, pracują w korporacjach i większych firmach, gdzie faktycznie i pracodawcę, i pracownika stać na to, żeby w ramach PPK oszczędzać – zaznacza dr Kolek.
System opiera się na trzech źródłach finansowania – pracownik przeznacza 2 proc. swojej pensji, pracodawca dokłada minimum 1,5 proc., z możliwością zwiększenia tej kwoty. Państwo zapewnia jednorazową wpłatę powitalną w wysokości 250 zł oraz roczną dopłatę 240 zł. Jednak dla pracowników z najniższym wynagrodzeniem nawet niewielka składka staje się zauważalnym obciążeniem.
PPK miały zapewniać dodatkowe środki dla osób, które ze względu na niskie emerytury w przyszłości miały mieć dodatkowe źródło dochodu. Tymczasem dzisiaj już widzimy, że to te osoby, które lepiej zarabiają, będą miały wyższe emerytury i dodatkowo środki z PPK. Natomiast te osoby, które zarabiają słabiej, najczęściej z PPK zrezygnowały, więc nie będą miały żadnego dodatkowego wsparcia. Tak więc ten system stał się benefitem dla zamożnych, natomiast zupełnie nie rozwiązuje problemu, jakim będą niskie emerytury w przyszłości – wyjaśnia ekspert.
Wśród możliwych kierunków reform pojawia się m.in. koncepcja automatycznego zapisu osób najmniej zarabiających, jednak bez konieczności przekazywania składek z ich strony – udział w programie opierałby się wyłącznie na wkładzie pracodawcy i państwa.
To oczywiście przełożyłoby się na sytuację pracodawców, bo z ich perspektywy każdy uczestnik PPK to dodatkowy koszt, który będą musieli rozliczyć w swojej działalności. Ale być może to właśnie jest kierunek, który pozwoliłby zwiększyć partycypację w PPK wśród tej grupy osób, która najbardziej potrzebuje uczestniczyć w tym systemie. Być może również wyższe dopłaty dla osób, które zarabiają najmniej, zachęciłyby ich do tego, żeby do niego przystąpić – wskazuje dr Kolek.
Dodatkową motywacją mogłoby być podniesienie wysokości państwowych dopłat – zarówno powitalnej, jak i rocznej – w odpowiedzi na wzrost kosztów życia.
Kiedy w 2019 roku wprowadzono PPK, te 240 zł dopłaty rocznej faktycznie mogło robić wrażenie. Natomiast z perspektywy kilku lat i wysokiej inflacji ta kwota ma dziś pewnie dużo mniejszy wpływ na skłonność do długoterminowego oszczędzania wśród tych, którzy w PPK zostali. Tak więc, skoro ustawodawca zdecydował się wprowadzić taki mechanizm, może powinien pomyśleć o tym, czy nie należałoby tej kwoty waloryzować – sugeruje ekspert. – Chodzi o to, żeby ta kwota nie była stała, tylko żeby co jakiś czas była waloryzowana o jakiś parametr, który będzie zakorzeniony czy to w inflacji, czy to w przeciętnym wynagrodzeniu tak, żebyśmy nie mieli wątpliwości, że ona przynajmniej nie traci na wartości.
Obecnie osoby w wieku 55–70 lat nie są automatycznie zapisywane do programu. Chcąc przystąpić do PPK, muszą same złożyć wniosek u pracodawcy. Ekspert zwraca uwagę, że może to być kolejna bariera ograniczająca uczestnictwo tej grupy w programie.
Osoby powyżej 55. roku życia w tej chwili nie są w tym programie zbyt mocno reprezentowane, ponieważ bliskość do emerytury raczej nie sprzyja decyzji o tym, żeby rozpocząć oszczędzanie. Tak więc nad tą grupą warto byłoby się zastanowić, być może to właśnie jest jedna z możliwości, która podniosłaby partycypację – mówi dr Antoni Kolek.
Dołącz do newslettera
Pozostałe artykuły - Aktualności
Ważne linki
Na skróty
Katalog franczyz
Kwoty inwestycji