Poczty z InPost wojenka na szabelki

Data dodania: 3 lipca 2014
Kategoria:
Poczty z InPostem wojenka na szabelki

Kiedy InPost, a w zasadzie Polska Grupa Pocztowa, okazał(a) się zwycięzcą przetargu na dostarczanie przesyłek z sądów, było wiadomo, że czeka nas niezła rozrywka. Raczej tych z nas, którzy na przesyłki z sądów nie czekają, bo ci, którzy czekają, nieco się przestraszyli.

Zaczęło się od tego, że Centrum Zakupów dla Sądownictwa ogłosiło przetarg na dwuletnią obsługę pocztową sądów i prokuratur. W zasadzie było jasne, że wygra go Poczta, aczkolwiek ofertę złożyła też Polska Grupa Pocztowa. To zarejestrowana na Cyprze (wiadomo – podatki) spółka, operująca m.in. na infrastrukturze InPostu i kiosków Ruchu.

Przetarg pełen niespodzianek

Dziś mało kto przypomina sobie, że przetarg w zasadzie był napisany pod wygraną Poczty. Ale w jego warunkach nie wpisano np. liczby placówek, liczby listonoszy na 1000 mieszkańców, etc. Sądom nie za bardzo się chciało szukać przewag Poczty, w warunki przetargu wpisano więc, że „dowód nadania przesyłki musi posiadać moc dokumentu urzędowego”. Zapis całkowicie bez znaczenia, za to eliminujący konkurencję. Rozprawiła się z nim Krajowa Izba Odwoławcza, ku zaskoczeniu i Poczty, i PGP. Pierwsza nie mogła uwierzyć, że właśnie przegrała przetarg, druga – że go niespodziewanie wygrała.

Kluczowym kryterium była cena a PGP złożyło ofertę niższą o ponad 80 mln, realnie cena była jeszcze niższa, bo Poczta Polska nie płaci VAT-u. Praktycznie rzecz ujmując do przetargu za bagatela pół miliarda złotych nikt się dobrze nie przygotował.

Poczta Polska przechodzi klasyczne etapy radzenia sobie z traumą po tragedii. Pierwszy etap charakteryzują wstrząs, szok i otępienie. Tak było w trzech ostatnich miesiącach 2013, kiedy okazało się, że obsługę sądów przejmie PGP. Poczta nie mogła się otrząsnąć po tej stracie. Etap drugi to wyparcie - zaprzeczenie sytuacji, niedowierzanie, dezorganizacja. Można uznać, że w wykonaniu Poczty właśnie trwa. Zresztą sprawa jest przekomiczna. Poczta podskubuje PGP jak tylko może – a to wrzuca do sieci zdjęcia punktów odbioru przesyłek (np. sklep rybny czy monopolowy), a to prezentuje własne statystyki doręczalności przesyłek i porównuje je z PGP. W zasadzie bez sensu – mleko się rozlało, pół miliarda przychodu przepadło i nie ma sensu bezceremonialnie kopać PGP.

A PGP to zupełnie inna sprawa. Firma z kilkoma obliczami. Jedno to twarz Rafała Brzoski, ambitnego i do bólu pewnego siebie biznesmena. Zachowuje się tak, jakby mu w dzieciństwie listonosz przejechał ukochanego psa. Za wszelką cenę próbuje podważyć monopol Poczty Polskiej i siłuje się z nią od kilku lat. Niewątpliwym sukcesem są paczkomaty. Świetnie kojarzone żółte „szafy”, w których o każdej porze dnia i nocy można odebrać przesyłkę. Sieć się rozwija, przy okazji opanowując kolejne kraje. Śledzenie ekspansji jest trudne, bo Rafał Brzoska celuje w cały świat. Paczkomaty pączkują w całej Europie, zaczynają wyrastać w Australii, Chile, na Bliskim Wschodzie.

Ale za to za PGP ciągnie się widmo pewnej siermiężności. Internet puchnie od historii o zagubionych listach z sądów, o przełożonych rozprawach – bo nie ma „zwrotki”, o pijanych doręczycielach (dwóch z nich dokonało ponoć nawet homofobicznego ataku na posła Biedronia) czy ciągnących się reklamacjach. PGP uważa, że za większością z tych historii stoi konkurencja, czyli wiadomo kto. Żąda numerów przesyłek, obiecuje sprawdzenie sytuacji. I trudno odmówić prezesowi Brzosce racji – historia pani Bożenki z Bydgoszczy, której nie doręczono listu na rozprawę rozwodową, opisana bez żadnych konkretów pozostaje tylko plotką. Są jednak i fakty dla PGP bardzo niewygodne.

Wojna na statystyki

Każdego miesiąca polski wymiar sprawiedliwości wysyła do obywateli i innych instytucji mniej więcej 4 mln listów. Na częstotliwość ich docierania narzekają adwokaci i sądy. Za starych dobrych czasów Poczty, docierały regularnie, teraz razna kilka, kilkanaście dni. Sąd w Szczecinie w styczniu wysłał ponad 40 tys. listów z potwierdzeniem odbioru, a dostał ledwie 10 tys. potwierdzeń. Stołeczne sądy szacują, że zwrotki docierają do nich o 10 dni dłużej niż wcześniej.

PGP odbija piłeczkę i twierdzi, że w styczniu dostała zaledwie 306 reklamacji na niedostarczone przesyłki sądowe, na 3,7 mln przesyłanych. Poczta Polska podejmuje wyzwanie na pingponga i uderza swoimi statystykami (lepszymi) oraz brakiem niezależnego audytu nad skutecznością PGP. Rafał Brzoska wyprowadza kontratak i mówi, że Poczta pod płaszczykiem swej misji podnosi ceny i likwiduje mniejsze placówki. Pyta też, ile Poczta ma placówek, bo w jednym dokumencie twierdzi, że 8300, w innym, że 7800 a jeszcze gdzie indziej, że już tylko 7500.

Dla postronnego obserwatora jest to niezła komedia. Dla klientów trochę mniej, bo choć wszystko im jedno kto dostarczy ich list, to również wszystko jedno kto go zgubi. Fakt faktem, że Poczta rocznie dostarcza ok. 2 miliardów przesyłek, PGP do tej pory oscylowało w granicach 200 milionów. 50 milionów przesyłek sądowych rocznie jest dla Poczty łakomym kąskiem, ale też i do przełknięcia. PGP może się taką ilością udławić, tym bardziej, że wygrany przetarg również dla niej był zaskoczeniem. Na trzy miesiące przed terminem przejęcia obowiązku przesyłania listów z sądów nie miała przecież odpowiedniego zaplecza, struktur, procedur – nie miała nic. Wydaje się, że dopiero teraz zaczyna łapać oddech i sytuacja się stabilizuje, choć wysiłek nadal jest za duży.

Reasumując - wrażenie, że Rafał Brzoska jest najgorszym koszmarem pocztowców jest całkowicie błędne. On jest ich największym sprzymierzeńcem. To dzięki niemu Polacy przestali opowiadać dowcipy o Poczcie i o tym, jak list z Nowej Huty na Krowodrza idzie miesiąc. Teraz śmieją się z Polskiej Grupy Pocztowej i odbierania poleconych z sądu w monopolowym czy sex shopie. Ale i dzięki niemu Poczta została zmuszona do wysiłku. Kiedy zobaczyłem, że losy mojej przesyłki poleconej można śledzić na stronie internetowej Poczty, byłem autentycznie wzruszony. Kiedy na Poczcie miejsce pani, która kłóciła się ze mną o krzywo przyklejony znaczek zajęła ta druga, która pomogła mi zakleić naddartą kopertę i życzyła miłego dnia – poczułem, że coś się zmienia. Hosanna! Nie obchodzi mnie, kto dostarcza moje listy – chcę, żeby robił to dobrze. Niech żyje konkurencja.

Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.

Dołącz do newslettera

Copyright © 2007-2021 ARSS. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Opieka nad stroną: Lembicz.pl  Skład magazynu Franczyza & Biznes: Aera Design