Hejt nasz powszedni

Data dodania: 10 października 2016
Kategoria:
Pojęcie „hejtu” jest znane u nas dopiero od niedawna.

W 1920 roku Charlie Chaplin nakręcił świetny film pt. „Brzdąc”. Nie wgłębiając się zbytnio w fabułę – głównym bohaterem obrazu jest szklarz, który opiekuje się porzuconym chłopcem. Maluch biega po mieście z kieszenią pełną kamieni i co jakiś czas wybija komuś okno. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w ślad za małym chuliganem pojawia się szklarz, oferujący poszkodowanemu wymianę szyby. To zadziwiające jak ten model biznesowy jest aktualny w XXI wieku.

Miejscem akcji nie jest już ulica, zastąpił ją cyfrowy świat. Chuligan nie biega z kamieniami, tylko pisze niepochlebne komentarze w internecie. Rolę szklarza odgrywają zaś firmy, które oferują usługę dbania o wizerunek firmy w sieci. Od razu muszę zastrzec – oczywiście nie ma żadnych wyraźnych śladów i dowodów na to, że firmy od wizerunku są odpowiedzialne za prowokowanie negatywnych komentarzy.

Większość z nich faktycznie stara się naprawić to, co zepsuli inni, gasić pożary. Nie da się jednak ukryć, że są organizacje, które z psucia opinii innym całkiem nieźle żyją. I że są takie, których działalność „naprawcza” jest co najmniej lekko dwuznaczna.

Pojęcie „hejtu” jest znane u nas dopiero od niedawna. Kiedy się zaczęło? Trudno powiedzieć. Ale w pewnym sensie hejt zaczął się upowszechniać wraz z pojawieniem się internetu i jego popularyzacją. Gdy globalna sieć trafiła pod strzechy, dotarła również tam, gdzie nie powinna…

Hejt - czyli termin spolszczony, wzięty z angielskiego hate, czyli nienawiść, można określić jako szczucie. Najczęściej spotykamy się z nim w przypadku dzieci i młodzieży. Wiele dorastających osób czuje się w sieci bezkarnie, a jednocześnie potrafi bardzo bezinteresownie nienawidzić swoich rówieśników.

Efekty takiego działania możemy śledzić w mediach – z przerażającą regularnością jakiś nastolatek popełnia samobójstwo, gdyż czuje się zaszczuty przez swoich kolegów, głównie w mediach społecznościowych. Hejt dotyka jednak nie tylko nastolatków, jego celem są celebryci, politycy. Ostatnio głośno było o przypadku człowieka, który mową nienawiści potraktował Filipa Chajzera – w obrzydliwy sposób skomentował śmierć dziecka dziennikarza. Ten zaś opublikował w sieci dane hejtera i ekspresowo doczekał się żarliwych przeprosin.

HEJT A POLITYKA

Nie jest również tajemnicą, że partie polityczne zatrudniają swoje własne internetowe armie. Pół biedy, jeśli zadaniem żołnierzy jest wychwalanie partii. Coraz częściej jednak dostają inne rozkazy – atakowanie politycznych oponentów wedle wskazówek z centrali. Czasem wygląda to po prostu śmiesznie – ostatnio jedna polityczka opozycji pokazała zdjęcie ze swojego profilu na Twitterze.

Rządek kilkunastu wpisów o identycznej treści, podpisany przez różnych użytkowników bez zdjęcia profilowego. Często jednak hejt podkopuje zaufanie do polityka czy partii. Internetowy światek wie dobrze, że za skuteczną akcję można nawet zostać ministrem. Z falą hejtu musi mierzyć się również np. WOŚP i Jurek Owsiak.

Kiedy zbliża się styczeń, możemy być pewni, że niedługo zacznie się atak na jego fundację. Taki rytuał. Hejterzy żywo komentują informacje o śmierci czy kłopotach polityków i celebrytów. Część internetowych portali informacyjnych od razu wyłącza możliwość komentowania newsów dotyczących np. śmierci polityków z epoki PRL czy spraw związanych z imigrantami.

HEJT A KRYTYKA

Jeszcze do niedawna firmy mogły być co najwyżej krytykowane, ewentualnie krążyły o nich jakieś plotki. Dziś szukając informacji o danej firmie bardzo trudno nam ocenić co jest prawdą, a co kłamstwem. Ba – mamy trzy rodzaje informacji. Pierwsze to te „normalne”, obiektywne. Drugie – te, które dana  firma promuje, które ukazują ją w pozytywnym świetle. I na ogół są to informacje rzetelne, chociaż przepuszczone przez sitko poprawności i pozytywności. Trzecia to plotki i pomówienia. I to wszystko jest perfekcyjnie wymieszane i bardzo trudne do odróżnienia.

HEJT - CZY DA SIĘ NA TYM ZARABIAĆ?

Owszem, i to nieźle. Przykładem bardzo często przywoływanym w kontekście zarabiania na „czyszczeniu” wizerunku jest portal GoWork. Jak działa? Umożliwia on publikowanie komentarzy dotyczących warunków zatrudnienia w różnych firmach. I trzeba przyznać, że działa bardzo sprawnie – choć budzi wiele kontrowersji. W bazie portalu jest już ponad 2,5 mln opinii o pracodawcach i średnio co 45 sekund pojawia się nowa.

I owszem – wiele z nich jest negatywnych. Czy wszystkie są prawdziwe, czy może część z nich rozsyłana jest przez konkurencję? Część jest na pewno prawdziwych, co widać na pierwszy rzut oka. Użytkownicy są oczywiście anonimowi, ale jeśli któryś z nich rzetelnie pisze o plusach i minusach pracy w danej firmie – da się wyczuć, że tam pracował, że chce coś ocenić, poradzić innym. Jest też druga strona medalu.

„Prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą i nikogo nie zatrudniam. A tu czytam, że nie płacę na czas pracownikom i jestem chamską szefową” – czytam w jednej z opinii o GoWork. Anonimowych, więc nie wiem czy jest prawdziwa…

Portal zarabia całkiem nieźle – w zeszłym roku było to ok. 3 mln zł. Cała firma przyniosła ok. 60 mln zł przychodu. Główną jej działalnością jest pośrednictwo pracy, szczególnie zaś wysyłanie rodaków do pracy zagranicą. Przynosi to ok. 40 mln rocznego przychodu. Ale 3 mln za reklamy i prezentacje w internetowym portalu, do którego nie trzeba tworzyć wiele treści, bo dostarczają je sami użytkownicy to i tak całkiem sporo.

Każdy pracodawca może sobie wykupić możliwość dostępu do swojej firmy. Będzie miał więc podgląd na to, co piszą o nim inni. Komentarze nie będące krytyką, ale zaliczone do tzw. hejtu zostaną usunięte. Ta działalność przynosi Go-Workowi nie tylko spore pieniądze, ale i mało pochlebne komentarze.

Trzeba przyznać, że to bardzo sprytny model biznesowy – stworzyć najpierw platformę do anonimowej oceny pracodawców, a następnie dać pracodawcom możliwość częściowej moderacji opinii na swój temat. Trzeba też przyznać, że gdyby nie anonimowy system komentarzy, hejtu byłoby nieporównywalnie mniej. Rzetelnych opinii też.

JAK BRONIĆ SIĘ PRZED HEJTEM?

W Polsce mamy wolność słowa, nie oznacza to jednak braku odpowiedzialności za to słowo. Według prawa zakres swobody wypowiedzi jest szeroki, kończy się jednak w momencie gdy naruszamy dobre imię lub godność jakiegoś podmiotu – osoby albo firmy. Portal GoWork chwali się tym, że usuwa komentarze niezgodne z prawem.

Ale daje sobie na to 21 dni. Poza tym nie usuwa ich automatycznie, lecz dopiero w reakcji na zgłoszenie poszkodowanego użytkownika. Cóż to jest wobec wspomnianych 45 sekund, w którym to czasie pojawia się nowy komentarz? Komentarze negatywne, ale zgodne z prawem oczywiście pozostają.

„Każdy powinien mieć możliwość wyrażenia własnej opinii. Dostajemy wiele wiadomości od naszych Użytkowników, którym nasz portal pomógł jednak w dokonaniu słusznego zawodowego wyboru. Zdajemy sobie oczywiście sprawę z tego, że krytyczne komentarze czy wręcz oskarżenia pojawiają się na naszym forum dosyć często, podobnie jak na innych forach. Działamy jednak zgodnie z zasadami i każdy wpis zgłoszony jako nadużycie, spełniający wymogi niezgodności z prawem, jest przez naszych administratorów usuwany – bezpłatnie. Oczywiście oferujemy także usługi dla firm – możliwość prezentacji swojej firmy, przedstawienie swojej wersji poprzez wywiady czy konto pracodawcy, poprzez które prowadzą dialog z naszymi Użytkownikami – i tylko te opcje są płatne” – twierdzi zespół marketingu firmy.

Widać więc, że w praktyce obrona przed hejtem jest bardzo trudna. Czasem pojedyncze wpisy można zignorować, jeśli uznamy, że nie warto tracić na nie czasu. Dobrą metodą może być odpowiadanie. Jeśli wpis w czeluściach internetu jest niezgodny z prawdą, zalogujmy się i przedstawmy swój punkt widzenia i racje. Owszem, jest to dość pracochłonne, ale i skuteczne. Inny użytkownicy danego forum czy portalu widzą, że firma odpowiada na krytykę – samo to już budzi szacunek.

Jeśli przy tym uda się zdyskredytować wpis naszego anonimowego przeciwnika, zyskujemy również wiarygodność. Jeśli wpis w internecie jest obraźliwy, powinniśmy napisać do administracji portalu, strony czy forum, na którym się ukazał. Jeśli faktycznie wyczerpuje znamiona hejtu, administratorzy mają obowiązek go usunąć. Niestety dość często jedynym rozwiązaniem pozostaje walka w sądzie. A to już zadanie dla naprawdę wytrwałych, wymaga też sporej niekiedy inwestycji w prawnika.

Po pierwsze trzeba odpowiednio zarchiwizować obrażające nas wpisy – wydruki bądź zrzuty ekranu mogą sądowi nie wystarczyć. Niektórzy prawnicy polecają nawet notarialne potwierdzanie wydruków. Na ogół nie uda nam się uzyskać od razu danych osoby nas pomawiającej – nawet jeśli administratorzy portalu udostępnią nam IP takiego użytkownika, to jego dostawca internetu zasłoni się ustawą o ochronie danych osobowych i poda dane dopiero na wniosek sądu.

Można również skorzystać z innej drogi – zgłosić się na policję. Wtedy to policjanci przyjmujący skargę rozpoczynają postępowanie – mają obowiązek zabezpieczenia dowodów i wysłania dokumentów do sądu. Dużo szybciej i łatwiej uzyskają IP komputera, z którego wysłano szkalujące nas wpisy. Jest to procedura karna.

W obliczu ciągnącego się latami procesu, poświęcenie paru minut czy nawet godzin na odpowiadanie na negatywne wpisy może się więc okazać inwestycją dużo tańszą, szybszą i prostszą…

Konrad Bagiński

Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.

Dołącz do newslettera

Copyright © ARSS. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Opieka nad stroną: Lembicz.pl  Skład magazynu Franczyza & Biznes: Aera Design