Czym byłby fitness w Polsce bez Marioli Bojarskiej – Ferenc? Na szczęście nie musimy snuć domysłów. O tym, jak pasję i wiedzę przekuć w biznes, opowiada nam niekwestionowana królowa polskiego fitnessu.
Jane Fonda została królową fitnessu w USA przez przypadek, a Pani historia jak się zaczyna?
Historia mojego początku jest zupełnie inna niż Jane Fondy, która była znaną aktorką w USA i tak naprawdę została twarzą przygotowanego przez trenerów programu, choć ruch ją zainteresował bardzo, gdy walczyła by dojść do formy po złamaniu nogi podczas produkcji filmu Chiński syndrom.. U mnie nie był to przypadek. Od zawsze byłam związana ze sportem. Studiowałam na AWF, wcześniej jako gimnastyczka artystyczna byłam w reprezentacji polskiej. Płyta z ćwiczeniami jakie wykonywała Jane Fonda były dla mnie inspiracją do podjęcia tego tematu w Polsce.
Kiedy pojawiła się myśl o własnym biznesie fitness?
Wspólnie z koleżanką w latach 80-tych stworzyłyśmy pierwszy w Polsce klub fitness w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, który stał się miejscem tak obleganym przez kobiety, że musiałyśmy robić zapisy na liście rezerwowych. Były 3 grupy dziennie po 30 osób, były listy na zapisy – dziewczyny potrafiły czekać nawet po 4 miesiące żeby się do nas dostać. I to był mój pierwszy biznes. Potem chciałam zająć się pracą dziennikarską i spełniać swoje marzenia, a klub przejęła koleżanka. Ja w tym czasie rozpoczęłam pracę w telewizji w dzienniku sportowym, pokazałam również modny wówczas aerobik oraz pierwsze formy fitnessu, to się tak spodobało telewidzom, że zostałam w tym biznesie ponad 30 lat. Do dnia dzisiejszego staram się pogłębiać moją wiedzę na największych światowych kongresach poświęconych zdrowemu stylowi życia Idea i ECA, odwiedziłam w tym zakresie mnóstwo krajów. Tam zdobywam wiedzę, którą przekazuję czytelnikom w moich książkach czy w programach telewizyjnych.
Co Polki wiedziały na temat fitnessu?
Gdy fitness w Polsce był jeszcze w powijakach, wyjazdy na kongresy uświadomiły mi jak wiele jest jeszcze do zrobienia w tym temacie w Polsce. To była moja najpiękniejsza przygoda, która stała się moją pasją i pracą jednocześnie. Fitness w Polsce rodził wraz ze mną. Polki nie miały żadnej wiedzy. Pamiętam jak razem z Panią Krystyną Kaszubą (założycielką magazynu Twój Styl) przygotowałyśmy gazetkę Callanetics z różnymi ćwiczeniami – było to chyba 26 lat temu. Polki oszalały na jej punkcie. Kobiety kopiowały sobie te ćwiczenia. Była to swoista rewolucja umysłowa – ludzie nie wyobrażali sobie, że poza krążeniem bioder można robić coś jeszcze. Ja w telewizji zaproponowałam różne choreografie, ćwiczenia na stepie, różne odmiany fitnessu, które przywoziłam ze świata. Starałam się, by podczas mojego programu w telewizji towarzyszyły mi przepiękne ćwiczące kobiety, baletnice z Teatru Tańca z Poznania, super ubrane - oglądalność programu była oszałamiająca. Stawiałam na to, by połączyć fitness ze sztuką, postawiłam na dużą estetykę programów. Dlatego też programy były nagrywane w pięknych pałacowych wnętrzach, lub na środku jeziora na pomoście, na pięknych tarasach. Starałam się zachęcić Polki i pokazać im, że ten fitness może być piękny.
Czy nie bała się pani odpowiedzialności jaką na siebie przyjmuje zostając prekursorką fitnessu w Polsce?
Byłam do tego świetnie przygotowana - studia na AWF, potem regularne szkolenia 3 razy w roku w USA, Francji, Szwajcarii, Szwecji. Rozwijałam swoją wiedzę każdego roku i robię to do dnia dzisiejszego. W maju wróciłam z Nowego Jorku, gdzie przez tydzień szlifowałam nowości. Oczywiście było to wyzwanie, ale każda praca jest wyzwaniem. Tym większe, że zajęcia prowadzone były nie w sali treningowej, a w telewizji co znacznie ograniczało mi możliwość nadzorowania osób które ze mną ćwiczyły. Dlatego czasem wolałam pokazać łatwiejsze ćwiczenia, bo wtedy miałam pewność ze widz nie nabawi się kontuzji. Chodziło mi o to, by dobrze, metodycznie podejść do każdego treningu. Dlatego jak mantrę będę powtarzać, że tylko poprzez ciągły rozwój, inwestowanie w szkolenia mogłam podjąć to wyzwanie.
Gdzie w tamtych czasach szkolili się instruktorzy?
Z tym właśnie był problem. Jako, że w Polsce dostępność do tej wiedzy była ograniczona, nieuniknione było zdobywanie wiedzy na szkoleniach wyjazdowych. Nie wszyscy chcieli w to inwestować. Ja chciałam. Nauczono mnie, że aby coś osiągnąć trzeba inwestować w swój rozwój kosztem przyjemności i dziś wiem, że to się opłaciło. Przez całą swoją karierę stosuję maksymę moich byłych teściów – jeśli coś robisz, rób to najlepiej jak potrafisz. Im większa wiedza, tym większa pewność siebie i uzasadnienie, że to co robię, ma sens. Swoje oszczędności inwestowałam więc w rozwój. Wyszukiwałam światowe organizacje m.in. szwajcarską, szwedzką, amerykańskie i 3 razy w roku wyjeżdżałam na kursy szkoleniowe. I to dziś procentuje. Dzięki tej inwestycji, po 30 latach pracy wciąż jestem do przodu.
Po co tyle szkoleń?
Fitness jest jak medycyna, to prewencja - nie uczysz się, możesz odebrać komuś zdrowie na zawsze. Robiłam to bo jestem osobą szalenie odpowiedzialną. Trzeba mieć świadomość, że w fitnessie nie ma stagnacji. Ćwiczenia, metody które kiedyś wydawały się odpowiednie, dziś – po przeprowadzeniu badań i na podstawie wyników stwierdza się, że są nieaktualne, bo na przykład mogą pogłębiać schorzenia kręgosłupa. I za tą wiedzą trzeba nadążać. Poza tym w dzisiejszych czasach ludzie są już bardzo świadomi i wiedzą czego chcą, ćwiczenia nie są tylko po to by schudnąć, ale przede wszystkim po to żeby zapobiec różnym dolegliwościom, bądź wspomóc leczenie.
Czy inni Polacy też uczestniczą w takich kongresach?
Ostatnio wróciłam z kongresu, który odbywał się w USA i z przykrością muszę stwierdzić, że nikogo nie widziałam, może poza jednym razem - 15 lat temu. Nie znam wszystkich polskich trenerów, więc trudno mi się w tym temacie wypowiadać. Jednakże jest to dla mnie nie do pomyślenia, że ludzie, którzy chcą być specjalistami w swojej dziedzinie nie dokształcają się, stojąc w tym samym miejscu, gdzie w fitnessie co rusz pojawiają się jakieś nowinki. To jakby lekarz do dzisiaj nie szkolił się tylko operował skalpelem, kiedy można laparoskopowo. A może dziś wystarczy mieć dobrych specjalistów od PR i social media, by się wypromować, a wiedza już jest mniej istotna. Na kongresach spotykałam ludzi z całego świata, którzy jeżdżą 2-3 razy w roku by się doskonalić. U nas liczy się popularność, a nie wiedza.
Gdzie odbywają się najlepsze konwencje fitnessowe?
Nie da się ukryć, że w USA są najlepsze. Oczywiście są konwencje w Europie na których bywałam, ale zdecydowanie na mniejszą skalę np. Szwajcarii, co przekłada się na wiedzę, jaką przywozimy z takiego kongresu. Konwencja w USA to jest tydzień całodziennych zajęć, ok. 10 godzin dziennie, każdy wybiera sobie zajęcia teoretyczne i praktyczne. Zajęcia wybiera się w zależności od tego jaką wiedzę chcemy „wywieźć” z tych warsztatów, mogą być to wykłady z dietetyki, z anatomii czy fizjologii. Wszystko zależy czym zajmujemy się na co dzień i jakiej wiedzy potrzebujemy. Innej potrzebują dziennikarze, innej trenerzy, jeszcze innej właściciele fitnessów. Są tam zajęcia praktyczne dla bardziej zaawansowanych trenerów, którzy wiedzą na czym polega dana forma ruchu, albo dla początkujących, którzy dopiero zaczynają. Jest więc część praktyczna i teoretyczna. Są również całodzienne kursy z poszczególnych form ruchu np. z tabaty, jogi, pilatesu itp.
Co daje Pani udział w tych kongresach?
Jestem dziennikarzem, więc udział w tych kongresach daje mi bardzo wiele, przede wszystkim gromadzę materiał, który później wykorzystujęw moich książkach, programach telewizyjnych. Ta wiedza poparta jest badaniami naukowców – profesorów fizjologów i z innych dziedzin, co dla dziennikarza stanowi źródło rzetelnej informacji. Ludziom się wydaje, że pisanie o fitnessie to prosta sprawa. A tak nie jest. Dlatego staram się, aby wiedza, którą ja przekazuję była rzetelna.
Na czym polegała metoda Callanetics? Czy to była metoda autorska?
Nie była to moja autorska metoda. Inspirację czerpałam z metody stworzonej w Wielkiej Brytanii przez autorkę ćwiczeń Callan Pinckney, która w latach 80. XX w. opracowała metodę modelowania sylwetki bez obciążania stawów i zrobiła ogromną furorę swoimi ćwiczeniami na całym świecie. W wieku 27 lat zaczęłam promować w telewizji Callanetics, wydawać płyty z ćwiczeniami, gazety, które sprzedały się w 3 mln egzemplarzy. Można powiedzieć, że ten moment ukształtował moją ścieżkę zawodową. Doszłam do wniosku, że warto ten temat rozwijać w kraju.
Czy od początku miała Pani jasno sprecyzowany plan działania, czy szła raczej na żywioł?
Miałam przede wszystkim sprecyzowany plan rozwojowy. Wiedziałam, że jeśli chcę być najlepsza w swojej dziedzinie, to muszę się szkolić. I ta umiejętność procentuje do dzisiaj. Kiedy zaczynałam nie było w ogóle takich narzędzi jak PR czy socialmedia. Mimo to nie miałam problemu z dotarciem do moich odbiorców. Poza tym wiedziałam, że muszę mieć tzw. „trzy nogi” i mocno stąpać po ziemi. Wszystkie działania były przemyślane.
Fitness to tylko pojęcie, co kryje się pod hasłem zdrowy styl życia?
Wellness! Dla mnie najważniejsza jest równowaga. Dlatego też propaguję ideę wellnessowego podejścia do życia. Trzeba sobie uświadomić, że na nasze zdrowie ma wpływ wiele czynników – nie tylko zdrowa dieta czy ćwiczenia, ale również umiejętność radzenia sobie ze stresem, relacje międzyludzkie, regularne badania lekarskie, sposoby na relaksację i wiele innych. I każdy z tych obszarów musi być rozwinięty na tym samym poziomie, by nasz organizm był w równowadze. Nie można tych sfer rozdzielać, bądź skupiać się tylko na jednym aspekcie. Jeśli brakuje równowagi, trudno mówić o zdrowym stylu życia.
Jakie zmieniają się nawyki żywieniowe Polaków na przestrzeni lat od momentu kiedy Pani zaczynała do dziś?
Myślę, że wiedza na temat żywienia jest na pewno większa niż 20 lat temu, jednakże sądząc po badaniach na temat otyłości wśród dorosłych i dzieci wnioskuję, że ta wiedza nie przekłada się na to, co ląduje na talerzu. 70% ludzi w Polsce ma problem z nadwagą lub otyłością. Dlatego w mojej najnowszej książce kucharskiej” Życie ma smak” przygotowałam propozycje posiłków dla tych, którzy chcą się zdrowo odżywiać, a nie mają skąd czerpać inspiracji.
Chcę pokazać ludziom, że można jeść smacznie i do tego zdrowo. Moją rolą jest edukowanie ludzi i uświadamianie jak katastrofalna dla zdrowia może być zła dieta, śmieciowe jedzenie. A przede wszystkim musimy sobie uzmysłowić, że nasze dzieci wzorując się na nas, z całym dobrodziejstwem inwentarza przyjmują nasz styl życia. Wiec dbajmy o jakość tych posiłków nie tylko dla siebie, ale przede wszystkich dla naszych dzieci.
Czy właśnie z myślą o relacjach rodzinnych wymyśliła Pani gry Superforma?
Tak, i wydaje się, że jest to strzał w dziesiątkę. Zarówno gra karciana, jak i planszowa, to doskonałe narzędzia do budowania relacji rodzinnych i efektywnego spędzania czasu, a także do znacznej poprawy kondycji każdego z graczy. Grając zdobywamy kondycję i chudniemy - ludzie piszą, ze osiągają niesamowite rezultaty.
Na czym te gry polegają?
Gra karciana pozwala na poznanie aż sześciu form ruchu: jogi fit, tabaty, pilatesu, stretchingu, ćwiczeń z obciążeniem i ćwiczeń zapobiegających bólom kręgosłupa. Grając, wzmacniamy mięśnie i chudniemy. W puli znajdują się 24 karty, na których przedstawione są zadania do wykonania, np. przysiady. Wygrywa ten, kto zbierze najwięcej kart z danej grupy ćwiczeniowej.
Aby je uzyskać, należy poprawnie i dokładnie wykonać zadane ćwiczenie. Gra planszowa ma na celu jak najszybsze dotarcie pionkiem do mety. Może jednak nie być to łatwe, zwłaszcza, że aby przesunąć pionek o kolejne pola, należy poprawnie wykonać jedno z 40 wylosowanych ćwiczeń.
Ćwiczenia podzielone są na cztery stopnie trudności: łatwe, średnie, trudne i bardzo trudne. W trakcie gry można m.in. wzmocnić mięśnie brzucha, grzbietu, nóg oraz zwiększyć gibkość i elastyczność ciała. Godzina gry to jak ostry trening w fitness klubie, można schudnąć i odstresować się. Gra planszowa pozwala na zabawę w międzynarodowym gronie, ma bowiem dwie wersje językowe – polską i angielską.
Abyście nie zapomnieli o mnie w tym roku, jest też kalendarz Superforma na 2017 rok z ćwiczeniami i przepisami kulinarnymi - będę każdego dnia przypominać, że warto zadbać o siebie.
Młodych ludzi nie trzeba specjalnie zachęcać do zdrowego trybu życia – szczególnie tych z dużych aglomeracji. Ale jak zaktywizować osoby np. po 50-tce, które nigdy wcześniej nie uprawiały żadnego sportu –kupić karnet na siłownię na gwiazdkę?
To jest właśnie problem wielu ludzi – brak świadomości, że o siebie należy dbać zawsze. O ile młodość wiele wybaczy, tak w starszym wieku odczujemy te błędy zaniechania – złej diety, braku równowagi, czy braku ruchu. Nie można przez pół życia bezmyślnie wpędzać swoje ciało w destrukcję, a potem oczekiwać, że w miesiąc to odkręcimy. Dlatego tak ważne jest uświadamianie, że to wszystko zaczyna się w głowie i przekłada na nasze ciało i zdrowie. Jeśli osoba po 50-tce chce zmienić swój dotychczasowy styl życia, to będzie to długotrwały proces, a nie krótka rewolucja. Musi przede wszystkim zmienić swoje nastawienie. Ale warto, na zmiany nigdy nie jest za późno. Bądźcie egoistami dla siebie i inwestujcie w swoje zdrowie, lepsze samopoczucie, każdego dnia róbcie coś dla siebie.
Czy dzisiejsze miejsce psychologów zajmą wkrótce trenerzy fitness, którzy mówią: jesteś najlepsza, dasz radę? Czy ćwicząc można faktycznie zmienić swoje życie i stać się innym człowiekiem, rozwiązać swoje problemy?
Na przestrzeni lat bardzo się to zmieniło. Dzisiaj człowiek który udaje się do trenera personalnego oczekuje nie tylko rozpisania ćwiczeń, ale przede wszystkim holistycznego podejścia do jego problemu. Myślę więc, że taki trener powinien w jakimś stopniu pełnić rolę psychologa, takiego coacha wellnesowego, który właśnie uświadomi klientowi, że aby osiągnąć sukces, musi być równowaga życiowa. Samo mówienie jesteś najlepszy to za mało, to nie poprawi naszej jakości życia, natomiast zmiana stylu życia z pewnością zmieni nasze życie, nastawienie.
Na różnych spotkaniach w firmach które prowadzę, jestem właśnie takich coachem i staram się przekazać nie tylko moją wiedzę, ale również pokazać, że moje podejście do życia przynosi efekty. Uwielbiam patrzeć na odmienionych i szczęśliwszych ludzi. Pomagając ucząc, sama czuję się lepiej. Jeśli firma poważnie myśli o swoich pracownikach, powinna mieć takiego trenera na stałe.
Fitness to jeszcze ideologia czy już czysty biznes- komercja, na której można zarobić?
Najbardziej co mnie dzisiaj przeraża, to brak kompetencji trenerów, którzy zajmują się żywą materią jaką jest człowiek. Ich podejście jest ogromnie szkodliwe dla zdrowia, z czego klient nie zdaje sobie sprawy. Za dużo jest w tym komercji, a za mało ideologii i wiedzy.
Po czym więc poznać dobrego trenera?
Oczywiście po tym, jaką posiada edukację, certyfikaty uprawniające go do pracy z ludzkim ciałem, jaką ma wiedzę w praktyce, podejście itp. Niestety dzisiaj bardzo łatwo pomylić blogerkę z trenerką fitness. Kontuzje, których możemy się nabawić przy udziale pseudo trenerów nie od razu dają objawy. I ta niewiedza ludzi może być bardzo bolesna w przyszłości.
Bycie trenerem to połączenie fitnessu z medycyną. Trzeba mieć ogromną wiedzę nie tylko na temat diety, ćwiczeń, ale również anatomii człowieka. Dzisiaj niestety ten zawód został sprowadzony to bycia kursantem. Nawet internetowo za 20-300 zł kupisz certyfikat. W siłowniach na koszulkach trener personalny mają napisy ludzie bez matury z zerową wiedzą o człowieku, o tym co można, a co nie.
Fitness ciągle ewoluuje, a Pani od ponad 30 lat utrzymuje się na fali?
To zaszczyt być tak długo, mało tego ciągle chcę i mam coś do powiedzenia w tym temacie. Nie zamierzam rezygnować z pracy do końca życia, bo kocham to co robię. Od ponad 25 lat tworzę programy telewizyjne, jestem producentem telewizyjnym, wydaję książki, płyty, staram się przekazać ludziom, że styl naszego życia ma wpływ na jego jakość.
Telewidz sam decyduje czy chce kogoś oglądać czy nie. To wy zdecydujecie czy kupicie kolejną moją książkę. Dziękuję, że przez 30 lat to robicie, bo ja starałam się nie zawodzić, dawać najlepsze produkty i może dlatego zdobyłam wasze zaufanie - to dzięki wam jestem. Ludzi można oszukać dwa razy - pierwszy i ostatni, szybko zorientują się, że ktoś jest niewiarygodny. Mój sekret bycia 30 lat w mediach tkwi w tym, że ja cały czas się rozwijam, uczę i uważam, że jeśli człowiek chce być dobry w jakiejś dziedzinie, to nieważne ile ma lat, ważne czy pracuje nad sobą.
Uczestnictwo w prawie 40 światowych kongresach stanowi fakt, że poważnie podchodzę do swojej pracy i to dało mi możliwość ciągłej obecności na rynku. Nigdy nie zależało mi na tym, by być jednorocznym produktem. Swoją postawą udowodniłam, że można całe życie być wiernym swoim wartościom i tego życzę wszystkim w tym biznesie.
Dziękuję za rozmowę.
Marta Krawczyk
Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.
Dołącz do newslettera
Ważne linki
Na skróty
Katalog franczyz
Kwoty inwestycji