Ewa Minge jest przedsiębiorcą

Data dodania: 23 maja 2016
Kategoria:
Foto: Femmestage

Ma analityczny umysł. Uważa, że każdy biznes może być dochodowy - pod warunkiem, że jest zaplanowany z głową. Marzyła o byciu lekarzem. Życie jednak napisało inny scenariusz – Ewa Minge, polska projektantka, która zdobyła sławę na światowych wybiegach, opowiada czemu zawdzięcza swój sukces.

Firmę modową założyła Pani jako studentka. Pamięta Pani swoje pierwsze zamówienie?

Tak, oczywiście, że pamiętam. Zrobiłam kolekcję ręcznie malowanych jedwabi. Były to piękne sukienki, na których widniały kolorowe przeze mnie zrobione motyle. Zaskoczyło mnie to, że trzy czy cztery pierwsze sukienki, które przekazałam na próbną sprzedaż do galerii w Dusseldorfie okazały się strzałem w dziesiątkę i są zapisy na te rzeczy. Żeby zdążyć z wykonaniem dalszych zamówień ja tylko malowałam, a zaprzyjaźniona krawcowa szyła. I tak w zasadzie to się zaczęło.

Wychowywała się Pani w otoczeniu przedsiębiorczych kobiet?

Myślę, że za komuny wszystkie kobiety musiały być przedsiębiorcze. Ja się wychowałam w środowisku kobiet, które są bardzo pracowite i to jest chyba najważniejsze. Mimo że, moi dziadkowie może nie byli wybitnie zamożnymi ludźmi, ale mieli swoją tzw. inicjatywę prywatną, malutki biznes. Przede wszystkim wychowała mnie matka, która bardzo stawiała na samodzielność i niezależność kobiety. Natomiast to nie było tak, że tę samodzielność i niezależność kobiety stawiała przed mężczyzną. Ona zawsze była za plecami swojego mężczyzny, zawsze go bardzo szanowała i tworzyła z nim zgrany zespół.

Dla mnie nie jest ważne, czy mam do czynienia z mężczyzną czy z kobietą. Na traktory pchać się nie będę, ale uważam, że tam gdzie mogę, jestem w stanie zrobić wszystko.

Skąd pomysł na firmę modową?

Myślę, że to było naturalne. Ja się wychowałam przy mamie, która była projektantką dla siebie samej. To były czasy kiedy się chodziło do krawcowej. Sobie się projektowało, szyło. Ja siłą rzeczy dorastałam jako miniaturka swojej mamy, byłam przez tę krawcową jakoś tam obszywana. Ponieważ, zawsze chciałam wyglądać po swojemu i projektowałam, to dosyć szybko zaczęłam wyglądać tak, jak chciałam wyglądać.

Jednocześnie projektowanie mody wydawało mi się zajęciem pobocznym. Moim marzeniem było zostać lekarzem. Nie dostałam się na medycynę dwukrotnie. Stąd moja fundacja Black Butterflies, którą niedawno założyłam.

Ile osób zatrudniała Pani na początku działalności?

Najpierw trzy. Potem było pięć, siedem, dziesięć, dwanaście, trzynaście, trzydzieści pięć. Przy pięćdziesięciu skończyło mi się liczenie. Kiedy moja firma miała cztery lata zatrudniałam ponad pięćdziesięciu pracowników. W pierwszych latach działalności te trzy osoby pełniły osobne funkcje. A chodzi o to, że pracownik na tym stanowisku musi potrafić kroić, szyć i prasować.

W związku z tym, zamiast zatrudnić trzy osoby wielofunkcyjne – ja byłam bardzo młoda i nie wiedziałam, jak to się robi – zatrudniłam jedną, która tylko prasowała, drugą, która tylko szyła i trzecią, która tylko kroiła. Potem one tak się dostosowały do pracy, że wszystkie trzy potrafiły szyć, kroić i prasować.

W autobiografii pisze Pani: „…zwyczajny los człowieczy, bez gwiazdorskiego zarysu, sztabu asystentek i ochroniarzy. Bywam w warzywniaku jak każdy, i w piekarni bywam, i w depresji chwilowej...” Często można spotkać Panią na co dziennych zakupach w sklepie spożywczym, czy jest to raczej zabieg literacki?

Oczywiście. Jest dokładnie tak jak napisałam w książce „Życie to bajka”, która premierę miała w maju 2015 roku. Sama robię zakupy i w Zielonej Górze, gdzie jest mój polski dom, i w Mediolanie, i w Warszawie, gdzie często bywam. Sama często tankuję samochód. Nie mam powodu, by stosować takie zabiegi. Jestem szczera – w książce i w wywiadach.

Projektowała Pani ubranka dla lalek Barbie. Nie było pokusy stworzenia własnej kolekcji zabawek?

Ja ją jeszcze stworzę. To nie jest pokusa. To jest w mojej głowie.

Razem z firmą Esotiq & Henderson inwestuje Pani w rozwój sieci sklepów odzieżowych. Jak dużo placówek chce Pani mieć?

Projekt Femestage Eva Minge realizuje i rozwija giełdowa grupa Esotiq & Henderson, której mój modowy biznes jest częścią. Eva Minge daje grupie licencję na Femestage. W Femestage jestem dyrektorem kreatywnym. Zarządzam zespołem młodych projektantów, z którymi grupa wiąże spore nadzieję. Kolekcje są sygnowane przeze mnie. Dbamy o świeżość i spójność ze światowymi trendami, ale pokazujemy DNA głównej marki dla kobiet, które wiedzą czego chcą i są gotowe na sukces. Oczywiście bardzo mocno zaangażowałam się w ten projekt. Byłam na prawie wszystkich otwarciach w Polsce. Wierzę, że odniesie sukces.

Premiera Femestage Eva Minge odbyła się w kwietniu 2015 roku. Wtedy też powstał pierwszy salon w Gdańsku i sklep internetowy, 17 października ruszył 11. salon w Domu Mody MODO w Warszawie. Cel na ten rok to do 25 punktów w całej Polsce. Na mapie są jeszcze m.in. Katowice, Kraków, Wrocław, Łódź i kolejny punkt w Trójmieście, ale nie mierzymy tylko w największe miasta Polski. Bardzo mi zależy, by pojawiły się także w mniejszych miejscowościach. Sama przecież mieszkam w Zielonej Górze.

Czy franczyza zajmuje istotne miejsce w tej strategii?

Tak. Pierwsze salony były otwierane przez grupę, ale franczyza ma docelowo mocno wesprzeć rozwój sieci. To sprawdzony model biznesu w grupie Esotiq & Henderson, zdecydowana większość salonów działa w oparciu o franczyzę depozytową. Przedsiębiorcy z którymi współpracujemy, zresztą bardzo go sobie chwalą, bo nie wymaga on angażowania kapitału w zakup towarów. Grupa bardzo mocno ich wspiera m.in. marketingowo, czego ja na otwarciach kolejnych salonów Femestage jestem żywym dowodem.

Często słyszę opinię, że projektanci to ludzie, którzy tworzą dzieła ale nie potrafią zarządzać swoim biznesem? Jak jest w Pani przypadku?

Ja mam bardzo analityczny, matematyczny umysł. Przetwarzam szybko dane, które zdobywam. Mam to szczęście, że ze swojej pasji uczyniłam dochodową firmę. Zawsze uważałam, że moda to biznes jak każdy inny, dlatego nigdy nie miałam problemu z prowadzeniem własnego biznesu. 

A czy sektor mody luksusowej w Polsce to dochodowy kierunek? Po jakim czasie zaczyna się zarabiać?

Każdy biznes może być dochodowy, pod warunkiem, że jest zaplanowany z głową. Moda nie jest wyjątkiem. Mój od początku taki był. Owszem, startowałam w innych czasach, kiedy ludzie chcieli wyjść z szarości, byli spragnieni rzeczy oryginalnych. Ale zasady są zasadami. Ja zawsze sama finansowałam budowę swojej marki. Zawsze czułam się bardziej przedsiębiorcą niż projektantką.

Reinwestowałam pieniądze zarobione przez moją firmę, by stworzyć markę za granicą. Wiedziałam, że to jest największa wartość. W biznesie trzeba twardo stąpać po ziemi, a firmę trzeba prowadzić bezpiecznie. Tylko tak można utrzymać się na ryku przez lata.

Rozmawiała Irina Nowochatko-Kowalczyk

Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.

Dołącz do newslettera

Copyright © 2007-2021 ARSS. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Opieka nad stroną: Lembicz.pl  Skład magazynu Franczyza & Biznes: Aera Design