Historia marki Ochnik pokazuje, że wsparcie w biznesie często można znaleźć wśród najbliższych. Tak było w przypadku Jacka i Cezarego Ochników, którzy na początku lat 90. założyli firmę szyjącą ubrania ze skóry. Zaczęło się od marzeń o własnej kurtce i samodzielnego szycia. Gdy pierwszą udało się sprzedać z zyskiem, w rodzinnym domu szybko zabrakło miejsca na pracownie krawieckie i trzeba było poświęcić na nią sypialnię młodszego brata Marcina. Później, gdy firma się rozrosła, to właśnie on zajął się marketingiem i handlem w firmie i wyprowadził ją na szerokie wody. Dziś to najmłodszy Marcin jest prezesem. Trudno powiedzieć, czy gdyby nie byli rodziną, starsi bracia przekazaliby zarządzanie młodemu, mniej doświadczonemu koledze. W rodzinie jednak wszystko jest możliwe i dziś założyciele Ochnika są w cieniu. – Wszystko stało się tak naprawdę przez przypadek. Brat uszył sobie kurtkę, spodobała się koledze, sprzedał ją, za pieniądze uszył kolejne trzy i tak się zaczęło – mówił niedawno Marcin w wywiadzie dla jednego z magazynów, podkreślając, że on tylko dołączył do firmy w odpowiednim momencie.
„Najmłodszy z braci” docenia styl, w jakim przez lata prowadzona była firma i nie planuje radykalnej zmiany kursu. Nadal tak samo dba o pracowników (otrzymał nawet tytuł Pracodawcy Roku), rozbudowuje centrum logistyczne i stopniowo stara się zwiększyć zasięgi marki. Widać u niego zaangażowanie, dzięki któremu założyciele firmy mogą spać spokojnie wiedząc, że przekazali stery w dobre ręce. Nawet prace badawcze, które Marcin Ochnik pisze jako absolwent zarządzania, często krążą wokół tematu rodzinnej firmy. Jedna z jego prac opublikowana w naukowej prasie nosi tytuł... „Zarządzanie poprzez wartości w firmie Ochnik”. „Wartości przedsiębiorstwa to zazwyczaj kilka słów, które ono wskazuje jako kluczowe w swojej działalności. Wartości są jak kod genetyczny firmy – powinny decydować o zachowaniu, wewnętrznych uwarunkowaniach i wizerunku organizacji” – pisał. O jakie wartości chodzi w przypadku jego miejsca pracy? „Można powiedzieć, że właściciele kierowali się wartościami w codziennym zarządzaniu firmą od początku jej istnienia. Szacunek, uczciwość, sprawiedliwość, dobra atmosfera bardzo często towarzyszyły zarządzającym w bieżącym kierowaniu przedsiębiorstwem. W pierwszych latach działalności wartości miały charakter nieoficjalny, spontaniczny i podświadomy” – precyzował. Trudno wyobrazić sobie, by tak jasno zdefiniowane cele przyświecały od początku biznesowi założonemu przez przypadkowych kontrahentów i by w takim wypadku kurs ten został utrzymany przez kilkadziesiąt lat. Rzadko też prezes firmy z taką dumą i czułością wypowiada się o jej początkach.
– Urlop dziekański, wyjazd do Stanów Zjednoczonych, praca przy rozładowywaniu samochodów w firmie produkującej krzesła. Podczas tej podróży przyszły prezes Grupy Nowy Styl rozpoczyna pracę u producenta krzeseł – firmy Wythe. Tam awansuje i zdobywa branżową wiedzę. W tym samym czasie Jerzy otwiera restaurację w Krośnie, w której uczy się, jak funkcjonuje przedsiębiorstwo. Krzanowscy zaczynają myśleć o wspólnym biznesie – tak założyciele firmy Nowy Styl Jerzy i Adam Krzanowscy wspominają jej początki. Z innych źródeł można dowiedzieć się, że obaj nie skończyli nie tylko studiów MBA, które standardowo mają na koncie prezesi tak dużych firm, ale też wybranej przez siebie Politechniki i Akademii Górniczo-Hutniczej. Formalnie więc bracia mogą się pochwalić dyplomem ukończenia technikum gastronomicznego i samochodowego. Adam zawsze podkreślał, że o prowadzeniu firmy zadecydował przypadek. Po pracy u producenta krzeseł w USA chciał dla żony wrócić do rodzinnego kraju. Szef się nie zgadzał, nie chcąc stracić bystrego i szybko uczącego się pracownika. W końcu przystał na to, by Adam Krzanowski wrócił do Polski i korzystając z nowo rodzącego się kapitalizmu założył z byłym pracodawcą spółkę zajmującą się produkcją mebli. Jedyne, czego brakowało, to pomocnika. Jerzy wrócił z saksów, gdy tylko dowiedział się o pomyśle brata. Na tym etapie obaj mieli już duże doświadczenie zdobyte w dobrze prosperujących firmach zagranicznych. Pomogło im ono wyróżnić się profesjonalizmem na dzikim rynku z początku lat 90.
Trudno uwierzyć, że tak skromny start stoi za krzesłami kupowanymi dziś na całym świecie, na których siadali uczestnicy szczytów NATO czy kibice na mundialu w RPA. Kolejne 5 lat to ciągłe poszukiwania nowych pracowników: z siedmiu początkowych załoga urosła do 100 w 1995 roku i aż 4 tys. w 2002 roku. – Mamy globalny zasięg i departamenty w kilkunastu światowych lokalizacjach, m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Zjednoczonych Emiratach Arabskich czy USA. Dzięki rozbudowanej sieci dystrybucji docieramy z naszymi produktami do ponad 100 krajów – mówią z dumą przedstawiciele firmy. Od kilku lat w Jaśle działa nowoczesna fabryka Nowego Stylu sfinansowana po części ze środków unijnych. Firma ma też własne centrum badawczo-rozwojowe i Park Technologiczny. Za 3 lata w Katarze kibice Mistrzostw Świata również usiądą na krzesłach tej polskiej firmy.
Inną marką uosabiającą sukces lat 90. jest Mokate założone przez Teresę Mokrysz. Dziś firmą rządzą jej dzieci: Sylwia (w zarządzie) i Adam (prezes). Początki firmy sięgają roku 1990. Kazimierz Mokrysz wnuk pierwszego właściciela, przekazuje firmę małżonce (zamiast MOKATE jest firma Mokrysz, dd nazwiska właściciela, jak nakazywał obyczaj. Najpierw sklep w Goleszowie (Śląsk Cieszyński) potem restauracja i jeszcze betoniarnia. Pod niezmienioną nazwą rodzinny interes trwa przez trzy następne pokolenia). Teresa Mokrysz zmienia nazwę na MOKATE (czyli MOkrysz-KAzimierz-TEresa). Zmienia też profil firmy, która produkuje teraz śmietankę do kawy. Wszystko to dzieje się juz w Ustroniu. Utrzymanie się na rynku przez tyle lat firmy, która początkowo oferowała produkty całkowicie dla Polaków nowe (wielu po raz pierwszy dzięki Mokate zetknęło się z cappucino), a dziś ma dużą konkurencję ze strony kawiarni, trzeba uznać za sukces. Zdaniem Adama do pełnienia dzisiejszej roli rodzice przygotowywali go... od dziecka. – Celem sukcesji w firmie rodzinnej nie jest przekazanie majątku, ale realizacja marzenia założycieli, że ich dzieło nie odejdzie w zapomnienie, ale będzie kontynuowane przez kolejne pokolenia. Planowana sukcesja to proces trwający wiele lat, jego udane zakończenie powinno zostać poprzedzone rozłożonymi w czasie przygotowaniami. Właściwie to powinno rozpocząć się niemal od chwili pojawienia się na świecie nowego pokolenia. Od najmłodszych lat powinno się przyzwyczajać przyszłych następców do podejmowania decyzji, co więcej, do brania za nie odpowiedzialności, oraz do współpracy z rodzeństwem – tłumaczył na łamach branżowego Poradnika Handlowca.
Równie prosty pomysł na nazwę, co założyciele Mokate, mieli mniej więcej w tym samym czasie Adam i Piotr Rączyńscy. Połączyli pierwsze litery swoich imion i dodali końcówkę „art”, by podkreślić, że ich biżuteria to dzieło sztuki. I tak w 1983 roku powstała marka APART, którą od lat reklamuje światowej sławy modelka Ania Rubik podkreślając, że te wisiorki czy pierścionki w niczym nie ustępują najdroższym światowym markom. Co ciekawe, w Polsce APART ma konkurencję głównie ze strony innej firmy rodzinnej. Reklamy APART i W. Kruk często można zobaczyć na sąsiadujących stronach gazet, a salony w tych samych galeriach handlowych. Jest to z pewnością najbardziej zaciekła rywalizacja pomiędzy rodzinami w świecie polskiego biznesu pomimo, że najmłodsze rodzeństwo z rodu Kruków odłączyło się i założyło własną, mniejszą markę.
Obyło się jednak bez rozłamu w rodzinie, bo Ania i Wojciech Kruk wciąż z dumą podkreślają swoje związki z W. Kruk i twierdzą, że rodzice i pozostali krewni wspierają ich w tworzeniu nowej, mniej nobliwej marki dla młodszych kobiet. – Jesteśmy rodzeństwem, piątym pokoleniem jubilerskiej rodziny Kruków. Nasza tradycja zaczęła się w 1840 roku, kiedy wuj naszego pradziadka założył mały warsztat złotniczy w Poznaniu. Pod każdym wzorem podpisujemy się naszym nazwiskiem, w każdy pomysł i kolekcję wkładamy całe serce – podkreślają najmłodsi przedstawiciele jubilerskiej rodziny. Rywalizacja budzi szczególnie dużo emocji w Poznaniu, bo to stąd pochodzą oba sławne klany producentów biżuterii. W.Kruk na razie nie planuje rozwoju za granicą, ale Ania Kruk ma swoje salony poza Polską również we Lwowie i w Katarze. Połączenie kompetencji brata i siostry dobrze wróży, jeśli chodzi o powodzenie biznesu: Wojciech jest po Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, a Ania to absolwentka uczelni artystycznych.
U konkurencji dominują bardziej tradycyjne kierunki: starsi o pokolenie Adam i Piotr mają wykształcenie jubilerskie i dyplom z zarządzania organizacją. Takie umiejętności były im jednak niezbędne do startu, bo biznesu nie odziedziczyli, a założyli w latach 80. od podstaw. Tu znów jednak można zobaczyć podobieństwo do konkurencji, bo to rodzeństwo też składa się z duetu, w którym jedno ma wizję artystyczną, a drugie potrafi zachować zimną krew i podjąć trudne decyzje biznesowe. W branży, w której wielowiekowa tradycja robi wrażenie, bracia Rączyńscy muszą wciąż mocno się starać, by wyprzedzić młodszych kolegów po fachu. Rodzina Kruków wie o swojej przewadze pod tym względem i ją wykorzystuje, umieszczając datę założenia firmy w logo i nad drzwiami do każdego salonu. Na razie Rączyńskim udaję się wygrać z konkurencją, bo w badaniach opinii Polacy pytani o znane marki biżuterii najczęściej wskazują APART. W 2013 roku Adam i Piotr przejęli szwajcarską wytwórnię zegarków i nie wykluczają, że też otworzą w końcu swój pierwszy sklep za granicą.
Na świecie jednym z największych sukcesów ostatnich lat była firma Inglot z oddziałami w takich lokalizacjach, jak Namibia, Hawaje czy Nepal. To najlepszy przykład, że rodzeństwo może z powodzeniem prowadzić firmę. Firmę założył Wojciech, a zastąpiła go siostra Elżbieta i brat Zbigniew. Co ciekawe, teraz za sterami stoi następne pokolenie: brat z siostrą Grzegorz i Milena. Oboje skończyli ekonomię i mają zamiar od tej strony podejść do firmy, którą kilkadziesiąt lat temu zakładał fizyk z chemiczką i ekspertem procesów badawczo-rozwojowych. Firma ma olbrzymi rozmach, bo rocznie pojawia się nawet kilkadziesiąt nowych oddziałów na całym świecie. Rodzeństwo podkreśla, że również przywiązanie do wartości rodzinnych stoi za decyzją, by 95 proc. produkcji pochodziło z fabryki w Przemyślu a nie z Chin i innych tańszych krajów, jak u zagranicznej konkurencji. W ten sposób wspierają lokalną społeczność, której są częścią.
Wśród nowatorskich pomysłów na promocję Inglota jest m.in. współpraca z projektantami podczas paryskiego i nowojorskiego Fashion Weeku. W modzie zresztą kreatywne biznesy rodzinne to już bardziej reguła, niż wyjątek. Firma przechodziła z założyciela na dzieci w imperium Guccich, dom mody Prada założyli dwaj bracia, a Benettonem do dziś zarządza dwóch braci z czwórki rodzeństwa, które rejestrowało firmę w 1965 roku. Jednak najsłynniejszym rodzinnym duetem w świecie mody jest z pewnością Donatella i Gianni Versace. Słynna siostra przejęła po Giannim dom mody po jego śmierci i przez kolejne kilkadziesiąt lat uchroniła go przed upadkiem. To dowód na to, że więzy rodzinne są często najlepszym gwarantem, że marka przetrwa.
Chyba jedynym znanym rodzeństwem, które dziś przeżywa ciężkie chwile w biznesie, jest Piotr i Paweł Woś, którzy posiadają łącznie prawie 90 proc. akcji marketów Piotr i Paweł. Sieć była rozwijana przez ostatnie 28 lat. Teraz część sklepów jest zamykana, pojawiają się też głosy o sprzedaży sieci lub jej części, ale firma wciąż zachowała swój rodzinny charakter.
Zarówno historie sławnych polskich biznesowych rodzeństw, jak i tych znanych ze światowego rynku mody, pokazują niezwykłe przywiązanie przedsiębiorców do lokalnego rynku. Bracia Krzanowscy, jak i dzieci twórcy Inglota czy bracia Ochnik do dziś są obecni w życiu rodzinnego miasta i wspierają tamtejsze społeczności. Wśród włoskich rodów stojących za ekskluzywnymi torebkami czy parami butów też widać ten sentyment – najczęściej manufaktury jeśli przenoszą się z rodzinnego miasta twórców za granicę, to dopiero po przejęciu firmy przez udziałowców i po wycofaniu się w cień ostatnich członków rodziny. Fakt, że biznes jest rodzinny i że wywodzi się z konkretnego miejsca, jest najczęściej podkreślany z dumą i eksponowany – czy to w nazwie marki, czy w materiałach prasowych, gdzie podkreślane są zasługi dla lokalnej społeczności i to, że firma nadal produkuje w regionie. W przypadku polskich przedsiębiorców widać wręcz zaangażowanie charytatywne w swoich rodzinnych stronach– swoje fundacje czy inicjatywy dobroczynne mają zarówno bracia Krzanowscy, jak i większość z pozostałych wymienionych rodzin. W przypadku biznesmenów działających w pojedynkę częstszy jest mit „self-made mana”, który raczej szybko stara się wyrwać z lokalnego rynku i wypłynąć na szerokie wody biznesu. Jak widać odwrotne podejście, pamięć o rodzinie i mieście pochodzenia też może przyczynić się do sukcesu.
W październiku 2018 roku na kongresie Next Generations w Poznaniu rozmawiano właśnie o młodym pokoleniu, które przejmuje rodzinne firmy. Okazało się, że tylko w 13 proc. przypadków zarządzanie po rodzicach przejmują jedynacy. Rodzeństwo to większe szanse na sukces – jeśli jedno z nich nie sprawdzi się w marketingu, może zająć się księgowością. Drugie zamiast znienawidzonym handlem może zarządzać zatrudnieniem. Razem działają jak sprawne przedsiębiorstwo i są skuteczniejsi, niż pojedyncza osoba.
1. Dominika i Sebastian Kulczyk
15. Jacek, Wojciech, Tomasz Furman
35. Wiesław, Tadeusz, Leszek Likus
36. Teresa Mokrysz (matka Adama i Sylwii Mokryszów)
50. Grzegorz, Piotr, Radosław Gugała
62. Andrzej i Tadeusz Kabat
63. Karol i Wiesław Podraza
66. Adam i Jerzy Krzanowscy
74. Adam i Damian Kenkel
77. Jarosław, Krzysztof, Andrzej, Kazimierz, Barbara Kaczmarkowie
78. Adam i Zbigniew Kuczyńscy
83. Andrzej, Marek i Wojciech Kowalscy
Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.
Dołącz do newslettera
Ważne linki
Na skróty
Katalog franczyz
Kwoty inwestycji