Były zapewnienia sieci o wysokiej rentowności i uczciwej franczyzie w Grupie Muszkieterów. Dziś wiadomo, że rzeczywistość dla niektórych franczyzobiorców okazała się fatalna w skutkach, a zasady współpracy mają niewiele wspólnego z rzetelną i uczciwą franczyzą.
O tym, że stosowane przez Intermarche zasady współpracy z franczyzobiorcami nie są przejrzyste, pisaliśmy już cztery lata temu. W tekście „Franczyzo Intermarché – jaka jesteś?” przyjrzeliśmy się wówczas na jakich zasadach działa franczyza w tej sieci. Już wtedy docierały do nas historie o bankructwach, nieprzejrzystych zasadach współpracy i wykorzystywaniu franczyzobiorców. Ale nikt oficjalnie o tym nie mówił, a wypowiedzi udzielano redakcji anonimowo. Był strach.
Franczyza, spółka, spółdzielnia a może sekta?
Co ciekawe – oferta Muszkieterów dla partnerów nie jest typową franczyzą. Właściwie w ogóle nią nie jest. Franczyzobiorcy, nazywani z francuska „aderonami” inwestują własne pieniądze w budowę i otwarcie sklepu a następnie nim zarządzają. Ale nie są jego właścicielami tylko dzierżawią go od centrali sieci. Ten należy do Grupy Muszkieterów (a dokładnie do jednej z jej spółek celowych – a jest ich przynajmniej kilka). Płacąc czynsz dzierżawny aderon de facto spłaca kredyt zaciągnięty na budowę sklepu i zakup działki, na której on stoi. Obiekt handlowy jest spłacany przez 20 lat, działka przez 10 lat. Wydaje się więc, że aderon powinien mieć możliwość negocjacji ceny działki czy kosztów budowy obiektu. Ma tu bowiem miejsce niewątpliwy konflikt interesów – Grupie nie zależy na tym, by te koszty optymalizować. Przecież i tak wartość inwestycji zostanie spłacona. To zaś ma znaczenie dla aderona, bo wpływa na wysokość płaconego przez niego czynszu. A konkretnie płaconego przez spółkę, której udziałowcami zazwyczaj są aderon, polska centrala Intermarche oraz francuska spółka akcyjna powiązana z grupą Muszkieterów, bo jak się okazuje to ona a nie aderon-franczyzobiorca dzierżawi market. Że to niejasna struktura rodząca kolejny konflikt interesów? A kogo to interesuje tak długo jak biznes się kręci? Tak samo jak nikogo nie interesuje, że jedną z podstawowych zasad etycznej i rzetelnej franczyzy jest organizacyjna i finansowa niezależność franczyzobiorców od franczyzodawcy.
Wymagania wobec kandydatów na aderonów teoretycznie nie są wygórowane. Oczywiście ważny (i całkiem poważny) jest kapitał niezbędny do rozpoczęcia działalności. To minimum 400 tys. zł lub 20% wartości inwestycji. Oczywiście nie jest to całkowity koszt uruchomienia sklepu. Wiele z nich jest budowanych od podstaw. Ile kosztują? Grupa nie udziela publicznych informacji na ten temat. Nasi informatorzy twierdzą, że całkowity koszt budowy marketu to na ogół kilka milionów złotych – składa się na to budynek i grunt na którym stoi. Informacją rzadko podawaną jest też to, że aderon to de facto para, preferowane bowiem są małżeństwa. Otwarcie własnego sklepu często wiąże się też z przeprowadzką, bo to Grupa oferuje lokalizacje przyszłemu partnerowi. Czasem faktycznie łatwiej przeprowadzić się z całą rodziną, choć wiąże się to z wieloma pobocznymi sprawami jak znalezienie mieszkania, urządzenie go, wysłanie dzieci do nowej szkoły etc. Do pewnych uciążliwości należy także szkolenie. Trwa ono 5 miesięcy i w znacznej mierze odbywa się we Francji. Pozostała część jest realizowana w jednym z polskich marketów. Jego koszty ponosi oczywiście kandydat na aderona (na tym etapie rekrutacji nazywany „postulantem”), który po ukończeniu szkolenia uzyskuje szacowne miano „postulanta afektowanego”.
- To sekta, a w najlepszym razie jakaś forma spółdzielczości. Brakuje tylko szpady, chociaż te są, ale w gabinetach dyrektorów – mówi pan Jacek, były aderon, cytowany przez Daniela Dziewita w książce „Franczyza. Fakty i mity”.
Byli aderonowie mówią
W tekście autorstwa Konrada Bagińskiego, który niedawno ukazał się na portalu innpoland.pl ujawniono kulisy współpracy z siecią Intermarche. Autorowi udało się dotrzeć do konkretnych osób – byłych aderonów, które opowiedziały o swoich milionowych długach, a także próbach samobójczych. Rekordzista ma, bagatela, 8 mln złotych długu.
W rozmowie ex-Muszkieterowie opowiadają jak wyglądała rekrutacja do sieci. Ludzie czuli się „wybrańcami losu”, ale najważniejsze było czy w rodzinie nie ma prawnika, księgowego lub kogokolwiek kto swoim doświadczeniem mógłby próbować weryfikować to co mówią przedstawiciele sieci. – Najważniejsze były pytania o to, skąd się wzięliśmy, kto nas zrekrutował, kim jest nasza rodzina, dlaczego mój ojciec w 1980 roku sprzedał gospodarstwo. Pytania idiotyczne, ale według mnie chodziło o to, czy nie mam w rodzinie prawnika albo kogoś powiązanego politycznie. Maglowali nas dwie godziny, wyszliśmy zdenerwowani, spoceni, oboje się rozpłakaliśmy. Sytuacja była emocjonująca, wróciliśmy do Polski, czuliśmy się gwiazdami. Bo przecież mogli nas odrzucić! Człowieka, który wchodził po nas, odrzucono. Teraz już wiem dlaczego – ma żonę księgową. Dziś możemy się z tego śmiać, ale byliśmy przesiąknięci tą socjotechniką – mówi pani Barbara w rozmowie z innpoland.pl
Co ciekawe, przyszły aderon (tzn. postulant afektowany) nie mógł wcześniej zapoznać się z projektem umowy franczyzy, co jest kolejnym naruszeniem elementarnych zasad etycznych współpracy w oparciu franczyzę. Nie znając więc treści umowy trzeba było ją podpisać bez obecności prawnika. – Nie mogliśmy przeczytać wcześniej umowy. Umowę dostaje się do podpisania u notariusza. W momencie, gdy nie masz już czasu na podjęcie decyzji. I w zasadzie nie masz już pola manewru, bo to jest moment, gdy masz już sprzedane mieszkanie, aport jest wpłacony i pozostaje ci wierzyć, że to jest jedyna słuszna droga, jaką masz podążać – powiedział jeden z aderonów.
Co poszło nie tak?
Jednym z elementów które „wykończył” biznes aderonów były horrendalne czynsze od 80 tys. zł do 120 tys. zł. miesięcznie. Czynsz był najważniejszą płatnością, bo „szedł bezpośrednio do Francji”. Do kosztów dochodził program komputerowy za kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie. Dodatkowo fakt, że aderon miał z góry narzucany asortyment także nie ułatwiał prowadzenia rentownej sprzedaży.
Ktoś powie, że przecież aderonowie sami się o to prosili i nikt ich nie zmuszał do podejmowania współpracy z Muszkieterami. Ale jak mówią rozmówcy Konrada Bagińskiego wszystko wyglądało tak dobrze i profesjonalnie przygotowane, dodatkowo… nie miał ich kto ostrzec. – Po kimś, kto odszedł z grupy, ginie ślad. Dlatego nie miał nam kto opowiedzieć o tym, że ten biznes jest toksyczny. Dziś wiemy, że każdy z nich podpisał zobowiązanie do milczenia, kiedyś dostawali także zwrot pieniędzy jakie wnieśli do firmy. Lojalka ma 10 stron i dwa weksle. Każdy na kilkaset tysięcy. Takie osoby zmieniają numer telefonu i przeprowadzają się – mówi Adam, jeden z rozmówców.
Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że Grupa Muszkieterów jest wieloletnim członkiem Polskiej Organizacji Franczyzodawców, która twierdzi, że weryfikuje zasady współpracy proponowane franczyzobiorcom przez jej członków. Rodzą się więc zasadnicze pytania: jakim cudem Muszkieterowie w ogóle zostali przyjęci do POF skoro oferowane przez nich zasady współpracy nie spełniają podstawowych wymogów etycznej i rzetelnej franczyzy?; jak im się udawało rokrocznie przechodzić proces certyfikowania jakoby przeprowadzany przez POF?; dlaczego przez tyle lat POF w żaden sposób nie reagowała na regularnie pojawiające się problemy we współpracy pomiędzy Grupą Muszkieterów a aderonami? Tego typu pytania można mnożyć. Natomiast sama Grupa Muszkieterów nabrała wody w usta i w żaden sposób nie reaguje na pojawiające się wobec niej zarzuty.
Strategia się sypie
Przypomnijmy, że Strategia Grupy Muszkieterów zakłada budowę sklepów w małych i średnich miejscowościach – od 20 do 70 tys. mieszkańców. Poza tym – otwieranie supermarketów i obecność w galeriach handlowych w miejscowościach powyżej 100 tys. mieszkańców.
Tymczasem w ostatnich dwóch latach Grupa masowo likwiduje swoje sklepy. W 2018 roku zamknęła 22 placówki, a w 2019 już 10. Taki los spotkał ostatnio jedyny sklep sieci w Warszawie, który działał jedynie nieco ponad 2 lata oraz sklep w Kruszwicy, który działał od 14 lat.
Bankructwa tych dwóch sklepów jest symptomatyczne, ponieważ jasno pokazuje, że supermarkety Intermarche nie radzą sobie nie tylko w dużych miastach, ale także w mniejszych miejscowościach w których są obecne od wielu lat. Okazuje się, że nie wytrzymują one rosnącej presji konkurencyjnej ze strony sieci dyskontów i innych supermarketów, a w szczególności sieci Dino, która ma zbliżoną strategię rozwoju terytorialnego i która ma już ponad 1100 placówek, podczas gdy supermarketów Intermarche jest jedynie nieco ponad 200 i ich liczba systematycznie maleje.
Upadło BOMI, upadła Alma, Piotr i Paweł został sprzedany za 1 euro, Tesco jest wystawione na sprzedaż. Czy podobny los czeka sieć Intermarche można jedynie spekulować. Niewątpliwie jednak niezależnie od tego jak potoczą się jej dalsze losy, wygranym zawsze będzie Grupa Muszkieterów, która jest właścicielem większości nieruchomości na których zlokalizowane są supermarkety Intermarche, a za które zapłacili jej aderonowie.
Dołącz do newslettera
Ważne linki
Na skróty
Katalog franczyz
Kwoty inwestycji