Dostrzegliśmy ze wspólnikiem swego rodzaju niszę rynkową - w naszym regionie nie ma wielu miejsc, gdzie można zjeść rybkę z prawdziwego zdarzenia. A naszą największą grupę odbiorców są pracownicy biurowi – mówi Dawid Kucharski, który wraz z Marcinem Domagałą serwuje dania z ryby pod szyldem Rybkodajni w Łodzi.
W jakiej lokalizacji znajduje się wasz lokal?
Nasz lokal znajduje się w Łodzi i zlokalizowany jest niemal na skrzyżowaniu najbardziej znanego deptaka ulicy Piotrkowskiej i najbardziej reprezentacyjnej ulicy - Piłsudskiego.
Czym zajmowaliście się zanim dołączyliście do sieci Rybkodajnia?
Wraz ze wspólnikiem zajmowaliśmy się wcześniej szeroko pojętym przedstawicielstwem handlowym.
Dlaczego wybraliście właśnie tę markę?
Dostrzegliśmy ze wspólnikiem swego rodzaju niszę rynkową - w naszym regionie nie ma wielu miejsc, gdzie można zjeść rybkę z prawdziwego zdarzenia.
Kto stanowi największą grupę klientów lokalu?
Naszą najbardziej liczną grupą odbiorców są pracownicy biurowi.
Po jakim okresie działalności Rybkodajnia zaczęła generować zysk?
Wprowadziliśmy na rynek nowość, z którą klienci muszą się obyć. Dlatego też na tym etapie trudno jest jeszcze mówić o generowaniu zysków.
Czy było to zgodne z założeniami?
Nie wszystkie założenia udało nam się spełnić, ale mamy nadzieję, że sytuacja ta szybko się zmieni.
Zamierzacie otworzyć kolejne punkty?
Na chwilę obecną posiadamy jeden lokal. Rozważymy otworzenie innych, ale wszystko uzależnione jest od rozwoju naszego punktu w Łodzi.
Ile wolnego macie w tygodniu?
W ciągu tygodnia udaje nam się wygospodarować jeden dzień wolnego.
Czy delegujecie obowiązki?
Tak, zatrudniamy pracownika.
Co jest najtrudniejsze w biznesie restauracyjnym?
Według nas sporym problemem są bardzo rozproszone przepisy prawne. Dodatkowo przy obecnym tempie życia społeczeństwa coraz większym wyzwaniem jest przekonanie potencjalnych klientów do spróbowania nowości.
Rozmawiała Irina Nowochatko-Kowalczyk