Po starcie pierwszych firm oferujących dowozy żywności prosto z restauracji do klienta szybko zaczęło przybywać kolejnych. Teraz okazuje się, że to biznes trudniejszy niż się wydawało. Narzekać zaczęli restauratorzy.
Kanadyjscy właściciele biznesów gastronomicznych takie biznesy dowozowe nazwali ostatnio na łamach dziennika The Globe and Mail „bronią obosieczną”. Jeden z nich przywołuje w tekście liczne sytuacje, gdy kierowcy nie pojawili się na czas, więc kucharze czy kelnerzy musieli sami dostarczyć jedzenie do klienta. Zdarzało się to co najmniej raz w tygodniu przez 2,5 roku współpracy, choć właścicielka restauracji podkreśla, że problemy dotyczyły tylko jednej z takich firm. Ok. 1-2 godziny w tygodniu poświęcała też na rozmowy z centrum obsługi klienta w związku z różnymi problemami z solidnością dostawców.
Ryzykowna współpraca
- Co tydzień zgłasza się kolejna taka firma. Moim zdaniem wiele z nich robi duże szkody, a później jest już za późno, by się z takiej współpracy wycofać. Wszystkie robią świetne wrażenie na początku, ale jak się przyjrzeć detalom, to często jest już gorzej - stwierdziła Mollie J Jacques. Skarżyła się, że gdy dostawcy nie przyjeżdżają na czas, dostarczają zimne jedzenie lub niewłaściwe zamówienie, negatywną ocenę dostaje często restauracja.
Kanadyjscy restauratorzy skarżyli się też na wysokie opłaty, które pobiera od nich Uber Eats. Podobne dane opublikował niedawno CNN, według którego na wynos klienci rzadko zamawiają napoje i alkohole z karty (czasem firmy dowozowe z zasady nie dostarczają alkoholi). A to na nich restauracje zarabiają najwięcej. Według amerykańskiej stacji lokal, który w większości opiera swoje zyski na takich dowozach, może mieć duże problemy z płynnością finansową, gdyby firma upadła lub np. zwiększyła prowizje.
Wojna z taksówkarzami
W Polsce największa z takich firm to Uber Eats, ale są i inne. Branża działa krócej niż w USA czy Kanadzie. Na razie nie pojawiły się żadne negatywne opinie dotyczące takiej współpracy ze strony restauratorów. Właściciele kilku warszawskich restauracji opublikowali za to oświadczenie, w którym skarżyli się na lawinę niepochlebnych i rasistowskich komentarzy, jakie pozostawiają w ich mediach społecznościowych członkowie korporacji taksówkarskich. Starają się w ten sposób zdyskredytować dostawców działających pod marką Uber i współpracujące z nimi restauracje, które – ich zdaniem – psują rynek.
„ Padliśmy ofiarą niepisanej wojny, jaką wypowiedziały Uberowi niektóre warszawskie korporacje. (..) Zarzucają nam zaniedbanie norm sanepidowskich, co jest argumentem wyssanym z palca. (…) Mamy nadzieję, że owe opinie nie będą dla Państwa miarodajne oraz, że nadal z entuzjazmem, a także ogromnym apetytem przychodzić będziecie do naszego Beef'n'Roll!„ - napisali właściciele jednej z nich na swoim profilu w mediach społecznościowych.
Kanadyjski przedstawiciel Uber Eats skomentował tekst w The Globe and Mail tłumacząc, że problem czasem leży po stronie restauracji. Jego zdaniem lokale, które mają dobre relacje z kierowcami i dbają o specjalne miejsce postojowe dla kurierów, łatwiej osiągają zadowolenie klientów z dowozu i mogą uniknąć zamieszania czy np. mylenia zamówień. Przedstawiciele pozostałych działających w Kanadzie aplikacji nie skomentowali artykułu.