Przedsiębiorcą jest od najmłodszych lat. Pierwszy interes ubił mając… 6 lat, zamieniając samochodzik na bardziej praktyczny notes. Utytułowany sportowiec, zwycięzca rajdu Dakar, filantrop – Rafał Sonik.
ZAINTRYGOWAŁO MNIE TO, JAK OPISAŁ PAN SIEBIE JAKO „ORGANICZNY PRZEDSIĘBIORCA”. CZYLI JAKI?
Nie lubię nazywać siebie biznesmenem. Słowo „biznes” niesie ze sobą negatywne skojarzenia – oznacza działalność nakierowaną przede wszystkim na zysk. Moja działalność zawodowa opiera się przede wszystkim na tworzeniu, rozwoju i pracy z ludźmi oraz dla ludzi. Dlatego uważam, że lepszym określeniem jest „organiczny przedsiębiorca”.
CZY PRZEDSIĘBIORCZOŚCI MOŻNA SIĘ NAUCZYĆ CZY DOSTAJE SIĘ JĄ W GENACH?
Od lat powtarzam, że na sukces składa się 70 procent pilności, 20 procent talentu i 10 procent szczęścia. W przedsiębiorczości jest tak samo. Można urodzić się z tzw. „żyłką do biznesu”, ale bez odpowiedniego zaangażowania, pracowitości, wytrwałości i cierpliwości nie osiągniemy zbyt wiele. Z kolei człowiek pilny wiele może się nauczyć od otoczenia. Dlatego myślę, że przedsiębiorczość w dużym stopniu można nabyć. Trzeba tylko być chłonnym na wiedzę i na tyle zdeterminowanym, by prowadzić wnikliwą analizę, a następnie wyciągać z niej wnioski.
SWÓJ PIERWSZY BIZNES ZROBIŁ PAN MAJĄC … 6 LAT, KTÓRY WYNIKAŁ Z POTRZEBY CHWILI. CZY DO KAŻDEGO KOLEJNEGO BIZNESU TEŻ TAK PAN PODCHODZIŁ?
Nie powiedziałbym, że była to potrzeba chwili. Raczej przemyślana strategia, że notes będzie bardziej użyteczny niż samochodzik. To podejście w zasadzie nie zmieniło się do dziś. Zacząłem handlować nartami nie dla czystego zarobku, ale by móc niezależnie od rodziców realizować swoją narciarską pasję. Potem przyszła refleksja, że powinienem dzielić się swoim kapitałem z innymi i tym samym go pomnażać – zainwestować w społeczeństwo. Zacząłem więc wspierać Stowarzyszenie Siemacha. Potem pojawiła się pasja quadowa. W mojej działalności zawodowej zawsze był cel nadrzędny. Pieniądze zawsze były tylko środkiem do jego osiągnięcia.
JEST PAN SPECJALISTĄ OD ZNAJDYWANIA MIEJSC, CO JEST KLUCZOWE W TYM DZIAŁANIU?
Nie ma jednej recepty dla wszystkich branż. Zupełnie inne kryteria braliśmy pod uwagę szukając lokalizacji dla restauracji Mc- Donald’s, innych przy stacjach BP, a jeszcze inaczej szukamy przy okazji budowy dużych centrów handlowych. Wspólnym mianownikiem jest z pewnością dogłębna analiza prowadzona przez doświadczonych profesjonalistów, a z takimi mam przyjemność pracować od dwudziestu lat w mojej firmie. Analiza potrzeb naszych i konsumenta, uwarunkowań społecznych, urbanistycznych, komunikacyjnych. Porównywalna sytuacja ma miejsce w rajdach terenowych. Trzeba wziąć pod uwagę wiele zmiennych i detali, by na mecie cieszyć się z sukcesu.
DLACZEGO WŁAŚNIE NIERUCHOMOŚCI?
To był wynik splotu różnych okoliczności i drogi zawodowej, jaką przeszedłem od momentu, kiedy w wieku licealnym zająłem się skupowaniem i regeneracją nart. Potem moja działalność handlowa zaczęła się rozrastać. Poznałem Jerzego Staraka, u boku którego zdobyłem cenne doświadczenie z pierwszą globalną marką, jaką jest McDonald’s. Prezydent Lech Wałęsa mówił, że Polska po przełomie z 1989 roku potrzebuje generałów, a jako przykłady podał takie firmy jak General Motors, czy General Electric. McDonald’s wpisywał się w tę myśl. Podobnie jak British Petroleum, które zaufało mojej firmie. Doświadczenia ze współpracy z tymi globalnymi markami wytyczyły kierunek rozwoju mojego zespołu. Wybraliśmy ten segment rynku, w którym czuliśmy się najmocniejsi.
JAK TRAFIŁ PAN NA LOKALIZACJĘ W KRAKOWIE?
Rozumiem, że pyta Pani o Dom Handlowy Elefant. Szukając miejsca, w którym mógłbym sprzedawać swoje towary wszedłem kiedyś do istniejącego tam sklepu i dowiedziałem się od ekspedientek, że ze względu na umiejscowienie towar rozchodzi się w ekspresowym tempie. Bez względu na to co trafiłoby na półki. Zeskrobałem więc brud z tablicy informacyjnej i znalazłem nazwisko syna właścicieli, który wciąż dbał o nieruchomość. Dotarłem do niego i przekazałem dwie wiadomości: że odzyska swoją własność, bo już zaczęły się zwroty znacjonalizowanych nieruchomości, a dodatkowo będzie miał z niej dochód, bo ja cały ten budynek wynajmę. Tak też się stało.
WPROWADZAŁ PAN DO POLSKI SIEĆ MCDONALD’S. DLACZEGO WŁAŚNIE PAN?
Najprościej byłoby odpowiedzieć: ponieważ uprzedziłem ruchy innych przedsiębiorców. Znałem już wtedy Jerzego Staraka, który otworzył pierwszy McDonald’s w Warszawie i postanowiliśmy razem zainwestować w kolejne lokale. Otworzyliśmy w sumie dziesięć restauracji. Mimo wielkiego zainteresowania obroty nie rosły tak szybko jak przewidywaliśmy, więc choć mieliśmy wytypowane kolejnych dwadzieścia lokalizacji, nie inwestowaliśmy więcej.
PO TYM PRZYSZEDŁ CZAS BP.
Tak, pamiętam że podpisaliśmy porozumienie nad zalewem w Kryspinowie, w święto Wniebowzięcia 15 sierpnia. Przedstawiciele BP przyjechali na spotkanie do Krakowa. Woziłem ich po mieście, które opustoszało z powodu długiego weekendu. Było mi głupio, bo chciałem im pokazać, jak rozwija się motoryzacja w Polsce i ile samochodów jeździ po ulicach. Tymczasem było ich jak na lekarstwo. Zastanawiałem się, gdzie się wszyscy podziali. I wtedy wpadłem na pomysł, że w tak gorący dzień na pewno pojechali nad wodę. I rzeczywiście przy drodze w Kryspinowie stał sznur samochodów.
DLACZEGO SPRZEDAŁ PAN UDZIAŁY W BP W MOMENCIE, GDY FIRMA SIĘ ROZWIJAŁA?
Namówiła mnie do tego amerykańska wspólniczka, obawiająca się o przyszłość firmy. Jest to jeden z niewielu momentów w moim biznesowych życiu, w których – gdybym mógł – zachowałbym się dziś inaczej.
CZY Z PERSPEKTYWY CZASU TO BYŁ BŁĄD?
Nie nazwałbym tego błędem, bo decyzja skierowała mnie na nową ścieżkę, która również przyniosła mi sporo satysfakcji. Wychodzę z prostego założenia, że czasem wygrywamy, a czasem odbieramy lekcję. To była lekcja, która miała taką wartość, jakie wnioski potrafiłem z niej wyciągnąć.
CZY MOŻNA JEDNAK POWIEDZIEĆ, ŻE DZIĘKI TEMU, ŻE SPIENIĘŻYŁ PAN UDZIAŁY BP, MÓGŁ PAN ZAINWESTOWAĆ ŚRODKI W BUDOWĘ WŁASNYCH CENTRÓW HANDLOWYCH?
Był to pośrednio wynik sprzedaży moich udziałów, ale ponownie – nie sprowadzałbym tego do jednego czynnika. Zespół w Gemini Holding pozostał niezmieniony. Mieliśmy tych samych fachowców, którzy zebrali jeszcze więcej doświadczenia, więc postanowiliśmy zainwestować nie tylko w budowę obiektów, ale również stworzenie zespołu, który będzie nimi zarządzał.
KAŻDY PRZEDSIĘBIORCA Z KTÓRYM MIAŁAM OKAZJĘ ROZMAWIAĆ MÓWIŁ MI, ŻE NAJWAŻNIEJSZA JEST PASJA I WYTRWAŁOŚĆ W DĄŻENIU DO CELU. ZGADZA SIĘ PAN Z TYM TWIERDZENIEM?
Oczywiście! Kiedy byłem bardzo mały, mój tata powiedział mi, że tylko kierując się pasją osiągnę w życiu spełnienie i będę czuł satysfakcję. Wtedy być może jeszcze nie do końca rozumiałem sens słów ojca, ale pamiętam je do dziś, co oznacza, że miały na mnie duży wpływ. Jestem przekonany, że bez poczucia misji, zaangażowania i pasji nie jesteśmy w stanie nic osiągnąć. Czy to w biznesie, czy sporcie, czy życiu osobistym.
ALE CZY NIE JEST TEŻ TAK, ŻE RÓWNIE WAŻNE JEST SPOTKANIE NA SWEJ DRODZE ODPOWIEDNICH LUDZI, DZIĘKI KTÓRYM PRZEKROCZYMY TĘ GRANICĘ, PO KTÓREJ ZACZYNA SIĘ JUŻ WIELKI BIZNES?
Na pewno jest to kluczowe, ale nie skupiałbym się na osobach z tzw. wielkiego biznesu, a raczej na odpowiednich inspiratorach oraz współpracownikach. Ci pierwsi dają nam wiedzę oraz doświadczenie, z którego możemy czerpać. Jeśli mamy okazję ich obserwować na poziomie podejmowania decyzji, reakcji, sposobu prowadzenia negocjacji, to zyskujemy ogromny zasób środków, które potem sami możemy wykorzystać. Druga kluczowa kwestia, o której wspomniałem to współpracownicy. Od samego początku najważniejsza była dla mnie jakość. Zarówno produktu, czy usługi, którą oferowałem, ale również jakość fachowców, którym powierzałem określone zadanie. Zawsze bardzo przykładałem się do procesu rekrutacji, aby być pewnym, że dany kandydat na stanowisko menedżerskie ma wszystkie niezbędne cechy charakteru oraz umiejętności. Czasem okazywało się oczywiście, że tak nie jest, ale wówczas unikałem zwalniania z pracy a starałem się relokować taką osobę do zadań bardziej odpowiednich dla jej predyspozycji. Tak działam do dzisiaj.
PLANUJE PAN KOLEJNE INWESTYCJE?
Oczywiście, aczkolwiek w tej chwili jesteśmy zaledwie rok po otwarciu nowego centrum handlowego w Tychach. Pracujemy też nad rozbudową dwóch pozostałych. Czy powstanie czwarty Gemini Park? Będziemy na to pracować, ale jest z pewnością za wcześnie żeby określić kiedy i gdzie zostanie zbudowany.
JAKO WŁAŚCICIEL GALERII HANDLOWYCH CO PAN SĄDZI NA TEMAT ZAKAZU HANDLU W NIEDZIELE?
Moim zdaniem wprowadzanie zakazu handlu w niedziele jest z kilku powodów zasadniczym błędem. Po pierwsze jest to niezgodne z fundamentalną regułą wolnorynkową – "to co nie jest zabronione, jest dozwolone". Pozwalać należy na jak najwięcej, a zabraniać ostrożnie i sensownie. Ta ustawa jest szkodliwa dla Polski także z innego powodu. Otóż beneficjentem tego zakazu jest biznes internetowy, najniżej opodatkowany. Jesteśmy więc "pożytecznymi idiotami", bo w taki sposób zarządzamy naszą gospodarką, że to my najwięcej tracimy, a korzystają ci, z którymi powinniśmy jak najdłużej i jak najskuteczniej konkurować.
CZY DZIĘKI TEMU WZMOCNIŁA SIĘ POZYCJA SKLEPÓW INTERNETOWYCH?
Zdecydowanie! Choćby dlatego, że tradycyjny handel detaliczny jest najwyżej opodatkowany. Płacimy podatek od nieruchomości, pokrywamy koszty jej utrzymania (oświetlenie parkingów, ochrona, ogrzewanie czy klimatyzacja). Co więcej wszystkie te opłaty idą do polskich firm. De facto tradycyjny handel generuje najwięcej środków dla gospodarki w całym łańcuchu dostaw, a tymczasem na zakazie handlu w niedzielę zyskują sklepy internetowe, które nie mają takich kosztów, a co więcej mają znacznie mniejszy wpływ na polską gospodarkę!
TEORETYCZNIE BIZNES TO SPORT. DLA NIEKTÓRYCH WAŻNE JEST KTO PIERWSZY NA MECIE, CZYLI NA LIŚCIE NAJBOGATSZYCH. A DLA PANA?
Bycie na mecie rajdu i miejsce na liście najbogatszych Polaków to dla mnie dwie zupełnie inne kwestie. Nie porównywałbym ich w ten sposób. Zupełnie nie zależy mi na liście najbogatszych Polaków, ponieważ jak wspomniałem nie interesuje mnie pomnażanie kapitału dla samego pomnażania. Dotarcie do mety międzynarodowego rajdu z kolei niesie dużą wartość, ponieważ reprezentuję w nim Polskę. Rozwijam na mecie biało-czerwoną flagę i jestem sportowym ambasadorem mojego kraju, czy miasta. Jest też efektem determinacji i wytężonej pracy mojej i mojego zespołu. Daje radość i inspiruje. A to zdecydowanie cenniejsze niż cyferki na koncie.
ALE W SPORCIE LUBI PAN WYGRYWAĆ?
Jeśli decydujemy się na wyczynowe uprawianie sportu, to chęć zwyciężania przyjmujemy na barki w zestawie. Nie jestem jednak za walką o zwycięstwo za wszelką cenę. Tak jak niektórzy zawodnicy z Ameryki Południowej, którzy korzystali na trasie z nielegalnych serwisów, zyskując tym samym ogromną przewagę nad konkurencją. To mnie nie interesuje. Chcę grać fair play. Doskonalić się, poprawiać błędy i pracować na trwały sukces. Wychodzę z założenia, że dużo lepiej smakuje zwycięstwo, które wywalczyliśmy po porażce, w wyniku wieloletniej pracy. W sytuacji, kiedy musieliśmy się podnieść i wrócić do walki. Taka wygrana to ogromna satysfakcja.
DLACZEGO QUAD?
Moją pierwszą sportową pasją było narciarstwo. Potem pojawił się tenis, tenis stołowy, windsurfing, a nawet kolarstwo. Kiedyś pojechaliśmy z kolegami na południe Francji i wiało tak mocno, że nie dało się postawić żagla. Zobaczyłem wtedy poruszające się po plaży dziwne, czterokołowe pojazdy. Zadzwoniłem do znajomego i wyjaśnił, że są to quady. Okazało się, że to rozwijająca się klasa w sportach motorowych, która pozwala na aktywność bez względu na pogodę. Nie byłem więc już uzależniony od śniegu na stoku, pogody na korcie, czy wiatru na morzu. Mogłem jeździć w każdych warunkach i każdym terenie. To sprawiło, że quady szybko stały mi się bardzo bliskie. Poza tym quad to współczesny koń, więc jazda na nim nawiązuje do naszych polskich, jeździeckich tradycji.
CO PANU DAJE UDZIAŁ W RAJDACH?
Rozmawialiśmy o pasji. Rajdy i quadowa rywalizacja na pustyniach świata to właśnie moja pasja. I to jedno słowo chyba wystarcza za odpowiedź na to pytanie.
SPORT TRAKTOWANY POWAŻNIE WYMAGA DUŻYCH NAKŁADÓW FINANSOWYCH. ILE KOSZTUJĄ PANA PRZYGOTOWANIA I SAM RAJD DAKAR?
Koszty są duże i zupełnie niewspółmierne do nagród, które otrzymujemy. Dość powiedzieć, że nagroda finansowa za zwycięstwo w Dakarze nie pokrywa nawet wpisowego za start. Nie ścigamy się więc dla pieniędzy. Myślę, że najważniejszego kosztu nie należy liczyć w pieniądzach, ale w czasie i zdrowiu, godzinach treningu, które poświęcamy dla osiągnięcia odpowiedniej formy, a które moglibyśmy poświęcić bliskim. Jeśli zaś chodzi o zdrowie – wraz z rywalizacją o najwyższe lokaty, rośnie ryzyko. Chyba każdy z rajdowych mistrzów miał w swojej karierze poważny wypadek, którego ślad w postaci śrub, czy blach w ciele będzie już nosić do końca życia. To bardzo wysoka cena za sukces.
JAKIE TO UCZUCIE BYĆ PIERWSZYM NA MECIE?
Dominującym uczuciem jest dla mnie satysfakcja. Przed osiągnięciem mety każdego etapu – również tego ostatniego, mamy na ogół długą dojazdówkę, czyli część trasy wiodącą na ogół drogą asfaltową, gdzie nasz czas przejazdu nie jest mierzony. To moment, kiedy nie muszę koncentrować się na pułapkach czekających na nas na trasie i mogę przemyśleć wiele spraw. Oswoić się z emocjami. Zbieram wówczas myśli i analizuję czym jest dla mnie i dla innych ten wynik. Sama radość z otrzymania trofeum jest oczywiście zawsze ogromna, ale zdecydowanie ważniejsza jest wartość, którą dany rajd i zwycięstwo wniosło w moje życie, a także życie mojego zespołu.
CZY JEST PAN JUŻ NA ETAPIE ŻE „JA NIC MUSZĘ” ALE „MOGĘ”?
Myślę, że lepiej zabrzmi jeśli powiem, że jestem spełniony, ale wciąż mam marzenia.
Dziękuję za rozmowę
Marta Krawczyk
Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.
Dołącz do newslettera
Ważne linki
Na skróty
Katalog franczyz
Kwoty inwestycji