Rozwój białostockiej sieci Lody Bonano nabrał zdecydowanego tempa. Od początku tego roku powiększyła się ona o osiem lokalizacji i dziś liczy już 17 punktów, w których można kupić lody amerykańskie, tzw. twarde świderki. Powstają one coraz dalej od macierzystych placówek. Nowe otwarcia miały miejsce m.in. w Krakowie, Jeleniej Górze oraz Kwidzyniu.
Ten wysyp otwarć wynika ze zbliżającego się sezonu na lody. Umowy nierzadko były podpisywane dużo wcześniej. Franczyzobiorcy wstrzymywali się jednak z otwarciem do najbardziej sprzyjającego momentu.
- Nasze punkty zarabiają głównie latem, ale za to są to takie zyski, które czynią ten biznes opłacalnym w wymiarze całorocznym. Nasz najsłabszy punkt przynosi w sezonie 10 tys. zł czystego zysku miesięcznie - zapewnia Radosław Charubin, właściciel sieci.
Zimą niestety nie można liczyć na zyski. Jednak te punkty, które chcą zachować ciągłość działania, np. ze względu na konieczność wynajmu lokalu także w tym okresie, wprowadzają menu zimowe, w tym gofry czy rurki z kremem. Ich sprzedaż jest wystarczająca, by pokryć bieżące koszty.
- Prowadzenie całorocznej sprzedaży lodów jest praktycznie możliwe tylko w centrach hanldowych. Na ukończeniu jest już projekt wyspy przygotowanej specjalnie na potrzeby tych lokalizacji. W ciągu kilku najbliższych miesięcy będziemy chcieli uruchomić własną wyspę w jednym z białostockich centrów, by zaprezentować franczyzobiorcom, jak wygląda i jak funkcjonuje ten koncept - mówi Radosław Charubin.
Otwarcie wyspy będzie się wiązało z inwestycją na poziomie ok. 70 tys. zł, a więc wyższą niż w przypadku przyulicznych punktów, gdzie koszt ten szacowany jest już od 20 tys. zł. Właściciel sieci podkreśla jednak, że ta minimalna wartość nakładów jest możliwa tylko przy zakupie słabszej, używanej maszyny do produkcji lodów. W praktyce wszyscy franczyzobiorcy decydują się jednak na zakup lepszego sprzętu, inwestując w sumie ok. 45-50 tys. zł.
Joanna Cabaj - Bonicka