Echa skandalu, jaki prawie rok temu wywołała katastrofa w fabryce ubrań w Rana Plaza nie milkną. W kwietniu 2013 roku w tragicznym wypadku zginęło ponad 1000 osób pracujących na zlecenie takich gigantów odzieżowych jak amerykański GAP czy polskie LPP. Powodem zawalenia się fabrycznej hali było niedopełnienie procedur bezpieczeństwa i skandaliczne warunki pracy robotników.
Aby zapobiec tego typu incydentom w przyszłości, wielkie koncerny zobowiązały się do ściślejszej współpracy z właścicielami fabryk. Okazuje się jednak, że przedsiębiorcy z Bangladeszu trochę inaczej niż ich zachodni koledzy wyobrażali sobie proces podwyższania standów bezpieczeństwa. Konflikt interesów może teraz doprowadzić do milionowych pozwów odszkodowawczych.
Międzynarodowe porozumienia, których głównym celem było podwyższenie standardów bezpieczeństwa w fabrykach, zakładały długoterminowe plany naprawcze. Właściciele fabryk skarżą się jednak, że przestoje w produkcji wywołane częstymi kontrolami są dla nich zbyt kosztowne. „Jeśli fabryki nie pracują, nie jesteśmy w stanie zarobić na pensje dla pracowników oraz pokryć kosztów związanych z wprowadzaniem różnego rodzaju ulepszeń” – twierdzą przedstawiciele zakładów.
Zgodnie z porozumieniem Bangladesh Accord, podpisanym przez polskie LPP, właściciela marek takich jak Cropp czy Reserved oraz 170 innych koncernów, setki bangladeskich fabryk będą co miesiąc skrupulatnie kontrolowane pod kątem bezpieczeństwa przeciwpożarowego i problemów konstrukcyjnych. Zdaniem niektórych – zbyt skrupulatnie.
Właściciel Sofitex Cotton – jednej z tymczasowo zamkniętych fabryk, domaga się w związku z tym od sygnatariuszy porozumienia 100 milionów dolarów odszkodowania. Jego zdaniem, które podzielają inni przedsiębiorcy, kontrolowany zakład może zostać zamknięty nawet na kilka miesięcy. W tym czasie fabryka traci kontrahentów i w efekcie bankrutuje. „Nie istnieje coś takiego jak tymczasowe zamknięcie” – twierdzi jeden z właścicieli i dodaje, że organizacje odpowiedzialne za przygotowanie porozumienia kwestię pokrycia kosztów ewentualnych przestojów skutecznie spychały na dalszy plan, aby tylko skłonić do podpisu jak największą liczbę przedsiębiorstw.
Innego zdania jest Jenny Holdcroft, przewodnicząca organizacji zrzeszającej związki zawodowe – IndustriALL, będącej głównym mediatorem porozumienia. Jej zdaniem spadek ilości zamówień nie jest możliwy ponieważ jednym z punktów Bangladesh Accord jest zobowiązanie się wielkich marek do zamawiania towarów w Bangladeszu przez okres co najmniej dwóch kolejnych lat.
Holcroft twierdzi również, że wiele fabryk nie zostało wyłączonych z użytku całkowicie i że proces produkcyjny może być dalej częściowo w nich prowadzony. Co do wypłaty wynagrodzeń za okresy przestoju, Holcroft utrzymuje, że od początku była to kwestia, której rozwiązanie miało zostać wypracowane w trakcie procesu kontroli: „Musimy upewnić się, że koszty będą ponoszone zarówno przez właścicieli fabryk jak i przez wielkie koncerny. Znane marki nie chcą bowiem godzić się na sytuację, w której bogaci przedsiębiorcy jedynie kumulują zyski zamiast dokładać się do wspólnej puli z której pokrywane są koszty wprowadzania ulepszeń” – stwierdziła.
Zdaniem specjalisty prawa pracy z brytyjskiej kancelarii Lexito, Sylwii Kowalczyk, pokrycie przez sygnatariuszy porozumienia części kosztów jest warunkiem niezbędnym, aby sytuacja azjatyckich robotników w końcu uległa znaczącej poprawie: „Odpowiedzialność za warunki, jakie panują w Bangladeszu muszą ponieść obie strony. Licytowanie się argumentami na sali sądowej na wiele się tu nie zda. Największym paradoksem całej sytuacji jest fakt, że to nie pracownicy pozywają pracodawców z tytułu łamania praw pracowniczych, ale właściciele fabryk domagający się rekompensaty od kontrahentów, którzy, przynajmniej w teorii, zadeklarowali pomoc” – twierdzi Kowalczyk i dodaje: „W Wielkiej Brytanii sytuacja jest oczywiście odwrotna - odszkodowania w UK z tytułu łamania praw pracowniczych liczone są rocznie w milionach funtów. Firmy takie jak brytyjski Primark czy polskie LPP powinny zdać sobie sprawę, że lokowanie produkcji w krajach, w których prawo pracy praktycznie nie istnieje nie zwalnia ich z moralne odpowiedzialności” – komentuje Kowalczyk.
Presja, wywierana na sygnatariuszy Bangladesh Accord stała się jeszcze silniejsza po tym, jak do partycypacji w kosztach zamknięcia fabryk zobowiązała się konkurencja –Alliance for Bangladesh Worker Safety. Organizacja zrzeszająca między innymi GAP i Walmart, zadeklarowała, że przeznaczy pięć milionów dolarów na poczet wypłat dla pracowników czasowo pozbawionych pracy.