Co Pana skłoniło do rozpoczęcia działalności w branży gastronomicznej? I dlaczego wybrał Pan właśnie współpracę z Green Way'em?
Zanim otworzyłem bar Green Way pracowałem w dużej, międzynarodowej korporacji. Podobnie moja partnerka Gabriela. Traktowano nas tam przedmiotowo, byliśmy tym zmęczeni i pragnęliśmy się z tego wyrwać. Poszukiwanie nowego sposobu na życie nie było jednak proste. Zastanawiałem się na gastronomią, dobrze znałem także sieci handlowe, w tym franczyzowe. Aczkolwiek duży wpływ na moją decyzję miały też wizyty w barach wegetariańskich, w których bywałem w przeszłości. Pomysł spodobał się Gabrieli. Wspólnie zaczęliśmy przeszukiwać Internet, gazety, aż w końcu udało nam się natrafić na markę Green Way. Odwiedziliśmy kilka lokali, wyglądały obiecująco. Po oględzinach przyszedł czas na spotkanie z założycielami, Markiem Chudzikiem i Jerzym Szkolnickim. Rozmowa z nimi utwierdziła nas w postanowieniu przystąpienia do tej sieci franczyzowej.
Polacy gustują jednak głównie w kuchni polskiej, ewentualnie włoskiej. Nie obawiał się Pan, że menu baru wegetariańskiego nie znajdzie uznania u klientów?
Jeśli mam być szczery, to obawy miałem olbrzymie. Po pierwsze, Łódź nie należy do zamożnych miast. Po drugie, byłem pewien, że bezmięsny charakter menu sprawi, że ze strony klientów spotka nas ostracyzm. Na szczęście, od otwarcia pierwszego baru w 2003 roku ilość klientów, jacy się w nim pojawiali, stale rosła, aby z grupki młodych entuzjastów stać się silną bazą docelowych konsumentów. W mojej ocenie, polski rynek podzielił los rynku USA, gdzie zdrowa żywność od 1990 roku przeszła długą drogę od egzotycznej fanaberii do powszechnie uznanego i dynamicznie rozwijającego się działu branży gastronomicznej.
W jakich kwestiach związanych z inwestycją mógł Pan liczyć na pomoc franczyzodawcy, a o co musiał się Pan zatroszczyć we własnym zakresie?
Pomoc franczyzodawcy związana była z ogólnie rozumianym know-how, menu, wystrojem lokali. My musieliśmy się zająć głównie realizacją założeń franczyzodawcy. Istotne jest też bieżące wsparcie, które otrzymujemy, przede wszystkim w zakresie tworzenia nowych potraw, aktualizacji menu.
Prowadzi Pan obecnie trzy lokale, wszystkie wegetariańskie, ale jednak działające według trzech nieco odmiennych koncepcji. Czy wszystkie notują podobne wyniki, czy też da się zauważyć, że któraś z tych koncepcji przypadła klientom bardziej do gustu?
W moim przypadku wyniki są proporcjonalne do czasu funkcjonowania lokalu, czyli lokal otwarty jako pierwszy osiąga najlepsze rezultaty. Podstawą dobrych wyników jest tak naprawdę dobra lokalizacja rozumiana jako miejsce, gdzie jest największy ruch.
Jakiego rzędu nakłady inwestycyjne poniósł Pan w związku z poszczególnymi otwarciami? Po jakim czasie uzyskał Pan zwrot z inwestycji, ewentualnie spodziewa się uzyskać zwrot?
Lokale w Manufakturze i przy Piotrkowskiej wygenerowały podobne koszty inwestycyjne. Nakłady na Vegemanię w Porcie Łódź było o 30 proc. niższe. Okres zwrotu z inwestycji może być różny i wahać się od 2 do 4 lat.
Jakiego rodzaju trudności bądź najważniejsze wyzwania napotkał Pan na swej drodze na etapie uruchamiania bądź prowadzenia barów?
Na etapie uruchamiania, budowy lokalu z reguły największą trudnością jest dotrzymanie zaplanowanego terminarza prac.
Jakie czynniki są, w Pana ocenie, kluczowe, niezbędne do tego, by odnieść sukces jako franczyzobiorca Green Way'a? Mam na myśli takie kwestie jak np. doświadczenie, charakter samego franczyzobiorcy, ale też obiektywne czynniki zewnętrzne jak np. lokalizacja czy pracownicy.
Kluczowe czynniki to lokalizacja oraz posiadanie odpowiednich środków finansowych. Nie można także zapominać o przedsiębiorczości, bez której trudno o sukces w każdym interesie.
Dziękuję za rozmowę.
Źródło: FranczyzawPolsce.pl