Nasz artykuł z ubiegłego tygodnia pt. „Getin Bank wkrótce zakończy rozwój franczyzowy” wywołał bardzo żywe reakcje wśród partnerów banku. Pani Ewa, która jest właścicielem placówki Getin Banku w Szczecinku zdecydowała się podzielić z nami swoimi spostrzeżeniami związanymi ze współpracą z franczyzodawcą.
Otworzyłam placówkę w maju 2009 roku. Zachęciło mnie między innymi to, że bank obiecywał takie warunki, by klient nie poczuł różnicy, czy jest obsługiwany w placówce partnerskiej, czy w oddziale własnym. Rzeczywiście w logo nie było żadnej różnicy np. w postaci słowa Partner jak w innych systemach. Poza tym jednak pojawiło się wiele utrudnień dla klientów, co wynikało m.in. z tego, że otrzymaliśmy inne programy niż oddziały własne. I tak np. w placówce własnej wystarczyło, że klient pokazał dowód i mógł dowiedzieć się wszystkiego o swoim kredycie czy lokacie. My zaś nie mamy wglądu do bazy, musimy dzwonić do placówki nadrzędnej lub wysyłać mail do centrali po takie informacje, co zajmuje sporo czasu. Pracujemy na najprostszym systemie informatycznym, w którym np. nie możemy wykonać podstawowych czynności, takich jak założenie wspólnego konta, lokaty czy obsługa pełnomocnika, nie wspominając już o jakiejkolwiek zmianie danych klienta.
Czy to największy minus tej współpracy?
Zdecydowanie nie, największym minusem jest podejście firmy do zasad wynagradzania partnerów. 28 listopada ubiegłego roku otrzymałam aneks, który od dnia 4 listopada zmieniał zasady wynagradzania. Takie postępowanie nie ma nic wspólnego z partnerskim traktowaniem. O zmianie zasad powinnam się dowiedzieć z co najmniej miesięcznym wyprzedzeniem. Poza tym zaproponowane wówczas stawki były po prostu nie do przyjęcia. Na szczęście zarząd uległ naciskom franczyzobiorców i podwyższył trochę prowizje. Wiele rozwiązań jest jednak tymczasowych, do końca czerwca, co daje nam duże poczucie niepewności. Poza tym wynagrodzenia często wpływają na konto z opóźnieniem, a za wiele usług wręcz nie otrzymuję pieniędzy.
Jak to możliwe?
Prowadzenie placówki bankowej to nie tylko robienie przelewów, sprzedaż kredytów czy lokat, ale także szereg innych usług na rzecz klientów banku typu zastrzeganie kart, zakładanie rachunków oszczędnościowych – TOP, udzielanie informacji oraz wiele innych. Jest to czasochłonne, a robimy to za darmo.
Ale czy nie jest to zgodne z umową, którą Pani podpisała?
Jest, ale trudno, żeby umowa regulowała wszystko. Jak ją podpisywałam nie zdawałam sobie sprawy z takich drobiazgów, które de facto drobiazgami nie są. Razem z innymi franczyzobiorcami próbowaliśmy wymóc na zarządzie Getin Banku jakieś miesięczne wynagrodzenie zryczałtowane za takie usługi, ale bank się nie zgodził. Z drugiej strony, przychód ze sprzedaży premiowanych produktów jest dla nas w niektórych przypadkach mało prawdopodobny do osiągnięcia ze względu na lokalizację, np. pakiet E-getin (konto ROR + TOP) – w małych miejscowościach, w których zazwyczaj działają partnerzy Getin Banku, klient go nie założy bo nie ma np. bankomatu. Z tego wniosek, że oferty produktowe banku oraz większość promocji skierowana jest głównie do placówek własnych.
Zamierza Pani zrezygnować z prowadzenie placówki Getin Banku?
Na razie nie, zainwestowałam w nią sporo pieniędzy i czasu. Liczę na to, że warunki prowadzenia tej działalności ulegną poprawie i stabilizacji. Część partnerów nie ma jednak już tej cierpliwości i próbuje sprzedać placówkę Getin Banku chociażby na Allegro lub zmienić partnera.
Pani jednak zostaje w systemie. Czy to oznacza, że widzi Pani jakieś światełko w tunelu, szansę na poprawę funkcjonowania placówki?
Pewne zmiany na lepsze są ostatnio zauważalne. Pojawił się help desk dla partnerów, więcej trenerów, nowe produkty. W ubiegłym roku bazowaliśmy głównie na kredytach, a wiadomo, że przy zaostrzonych zasadach nie mogliśmy sprzedać ich wiele. Teraz bank mocno chce rozwijać produkty inwestycyjne takie jak lokaty, lokaty strukturyzowne, a także ciekawe systemy regularnego oszczędzania. Aczkolwiek to też wiąże się z pewnymi problemami.
Na czym one polegają?
Jest to oferta skierowana raczej do placówek własnych w dużych miastach, gdzie popyt na tego typu produkty jest większy, w małych miasteczkach nie ma szans na dużą sprzedaż. Główny problem jest jednak taki, że nowe produkty już są w ofercie, a zmiana modelu biznesowego zajmie nam trochę czasu. Nie jesteśmy w stanie w ciągu kilku tygodni przestawić się ze sprzedaży produktów kredytowych na produkty inwestycyjne. Tak radykalna zmiana strategii wymaga czasu niezbędnego do nowego wyprofilowania placówek. Nie neguję potrzeby takiej zmiany, ale na to potrzeba kilku miesięcy i silnego wsparcia ze strony banku, a nie kilku tygodni. Tymczasem odcięto nam nasze dotychczasowe źródła dochodu, dając w zamian tylko mgliste obietnice. Tego typu deklaracje można przedstawiać osobom, które zastanawiają się nad wejściem do systemu, a nie osobom, które w tym systemie już są i którym jeszcze niedawno obiecywano całkiem coś innego. My potrzebujemy realnego i natychmiastowego wsparcia, by móc utrzymać rentowność naszych placówek. Dzisiaj jest tak: pracowaliśmy jakiś czas i wypracowaliśmy pewną pozycję rynkową i finansową i w tym momencie dowiedzieliśmy się, że startujemy od nowa, jednak w tym biznesie „od nowa” znaczy, że znowu musimy do biznesu dokładać. Nie wiem czy udźwignę ten ciężar, bo ile jeszcze można dokładać z własnej kieszeni?
Wsparcie ze strony banku nie jest wystarczające?
Jak już mówiłam, poprawia się. Od stycznia br. będziemy mieć pierwsze szkolenia w regionie. Dawniej odbywały się one tylko w dużych miastach, co wiązało się z dalekimi wyjazdami i dodatkowymi wydatkami. Wciąż jednak przydałoby się większe wsparcie ze strony banku. Odkąd otworzyliśmy placówkę nie zajrzał do nas żaden przedstawiciel regionalny, nie zapytał, czy czegoś potrzebujemy. I jeszcze bardzo ważna sprawa. Przy wprowadzaniu nowoczesnych produktów inwestycyjnych konieczne jest silne oddziaływanie na świadomość klienta. Potrzebna jest reklama i tego też nam brakuje.
Rozmawiała Joanna Cabaj – Bonicka
jcabaj@arss.com.pl