Jeśli chcesz napić się piwa, nie musisz kupować browaru – to stare i trywialne powiedzonko doskonale tłumaczy ideę i praktykę sharing economy, ekonomii współdzielenia, która powoli zaczyna zmieniać globalną ekonomię. A przy tym ma bezpośredni – pozytywny – wpływ na nasze życie. Na czym to wszystko polega?
Przykład browaru jest może nieco odległy od prozaicznej rzeczywistości. Popatrzmy więc na bliższe nam sytuacje, przedmioty i ich znaczenia. Jeśli chcemy powiesić obrazek na ścianie, musimy wywiercić w niej dziurę. Czy tylko po to kupimy wiertarkę? Nie. Pożyczymy od sąsiada, przyjaciela, znajomego. Nie musimy mu płacić, ale jakaś forma odwdzięczenia się jest wskazana. Możemy upiec mu ciasto, zaprosić na piwo.
A co jeśli chcemy wyjechać za miasto a nie mamy auta? Również możemy je pożyczyć – od kogoś albo od firmy w tym się specjalizującej. Czym innym jest jednak zwykłe pożyczanie lub użyczanie sobie dóbr w ramach pewnego kręgu znajomych czy rodziny, a czym innym ekonomia współdzielenia. Ona zakłada podobne wykorzystanie przeróżnych przedmiotów czy usług, ale nie tylko bliskiej nam grupie, lecz praktycznie wszystkim na świecie. No, z tym może delikatnie przesadziłem, ale nie do końca. Jak to?
Jednym z najlepszych przykładów firm działających w obszarze ekonomii współdzielenia jest Airbnb. To taki serwis, gdzie możemy zarezerwować sobie nocleg w dowolnym niemal zakątku globu. Ale nie w hotelu, tylko u kogoś, kto akurat ma wolne łóżko, pokój, mieszkanie, dom a nawet zamek. Airbnb rozwiązuje bardzo ważny problem tysięcy podróżujących ludzi. Czy koniecznie trzeba wydawać powiedzmy 100 czy 200 euro za pokój w wypasionym hotelu? I tak większość osób nie skorzysta z pełni jego zalet. Potrzebą jest nocleg w czystym łóżku, odbębnienie wszystkich czynności higienicznych i zjedzenie śniadania. Odpowiedzią – Airbnb. Można wydać 20 czy 30 euro i przenocować u kogoś, umyć się, zjeść domowe śniadanie i ruszyć dalej.
Posiłkując się przykładem Airbnb możemy zgłębić kilka aspektów tego zjawiska. Po pierwsze wydaje się to sytuacja typu win-win z biznesowego punktu widzenia. Osoba potrzebująca noclegu wygrywa, bo otrzymuje go w satysfakcjonującej cenie i w jakości adekwatnej do swoich potrzeb. Wygrywa też osoba dysponująca nadmiarowym miejscem. Może je wynająć i zarobić cokolwiek, niż nie zarobić nic. Bardzo ciekawy jest też aspekt społeczny – w ten sposób obie strony poznają się, mają możliwość rozmowy, wymiany doświadczeń, nauczenia się czegoś od siebie. Zyskują towarzysko. Kto przegrywa? Hotele. I to mocno. Jeszcze niedawno prawie każdy sprawdzał ceny w hotelach, jeśli musiał się na dzień, dwa czy trzy zatrzymać w jakimś miejscu. Teraz równie dobrze zbadać oferty w Airbnb i wydać kilka razy mniej pieniędzy. W wielu miejscach branża hotelowa naprawdę dostaje w kość. Wielu jej przedstawicieli lobbuje za ograniczeniem, zakazaniem lub kontrolą działań tego serwisu – i to nie na poziomie miasta czy regionu. Mówimy o całych krajach i kontynentach. Duże sieci hotelowe w Stanach i Europie naprawdę głowią się jak pozbyć się lub zminimalizować znaczenie Airbnb. Trzeba jednak przyznać, że na działalności serwisu zyskują mniejsze, niezależne jednostki. W Stanach jest wiele przykładów małych hoteli, które dzięki ogłaszaniu się na tym portalu zyskały nowych klientów.
Jest jeszcze jedna kwestia, która może być problematyczna dla wielu osób. Jest nią bezpieczeństwo oraz standard usług. Rezerwując nocleg powiedzmy w Hiltonie możemy mieć pewność standardu usług oraz pewnego rodzaju bezpieczeństwa – hotel ma ochronę, profesjonalną obsługę etc. Tego w Airbnb nie dostaniemy, chociaż trzeba przyznać, że system ocen działa poprawnie i mniej więcej wiemy czego się spodziewać.
Jest wiele osób, które swoich aut nie wykorzystują na co dzień. Są im potrzebne, by wyskoczyć w weekend na działkę, wyjechać na wakacje czy na większe zakupy. Ale auto mają, bo wypada, bo co sąsiedzi powiedzą, bo przecież musi być widać. Prawdopodobnie niedługo powstaną w wielu europejskich metropoliach miejskie wypożyczalnie samochodów – na wzór tych rowerowych, które po prostu podbiły serca Polaków w dużych miastach. Czy to jest element ekonomii współdzielenia? W pewien sposób na pewno.
Przyjrzyjmy się systemowi Veturilo działającemu w Warszawie. Firma NextBike dysponująca flotą rowerów wypożycza je miastu, zapewniając przy tym pełen serwis oraz dostępność sprzętu na odpowiednim poziomie. Miasto użycza części swojej infrastruktury i płaci NextBike’owi - ale i pobiera opłaty od użytkowników (mieszkańców) za wypożyczanie rowerów. Dodajmy, że są to sumy niewygórowane, wręcz symboliczne. Pierwsze 20 minut jest za darmo, pełna (pierwsza) godzina kosztuje złotówkę. A operator systemu zarabia jeszcze na reklamach umieszczanych na jednośladach. I wszyscy są zadowoleni. Przez zaledwie 3 lata system w stolicy potężnie się rozrósł. Dziś do dyspozycji mieszkańców miasta jest ponad 3 tys. rowerów dostępnych w ponad 200 stacjach. I wszystko wskazuje na to, że w tym roku będą miesiące, w których opłaty ponoszone przez ratusz zwrócą się. W zeszłym roku miejskie rowery wypożyczono 1,9 mln razy, co daje średnią 635 na rower. To jednak nic w stosunku do innych miast. W Bydgoszczy 395 miejskich rowerów zostało wypożyczonych ponad 576 tysięcy razy - 1436 wypożyczeń na jeden rower! Systemy rowerów miejskich działają – oprócz tych dwóch miast – również we Wrocławiu, Krakowie, Poznaniu, Białymstoku, Bydgoszczy, Lublinie, Bielsku-Białej, Szczecinie, Opolu i Trójmieście. Okazuje się, że nie trzeba kupować roweru, by korzystać z jego zalet.
Czy podobnie będzie z samochodami? Tak. Przynajmniej dwa polskie miasta – Wrocław i Warszawa – poważnie negocjują z car2go. To firma zarządzająca flotami łącznie 13 tysięcy aut w przynajmniej 29 miastach Europy i Ameryki. I ma milion klientów. Car2go jest ciekawym pomysłem, zarządza nim bowiem potężny koncern motoryzacyjny – Daimler. Raz, że ma idealny do tego celu produkt, jakim są auta marki Smart. Dwa – chyba jako pierwszy dostrzegł, że rynek się zmienia i żeby na nim zostać, trzeba takie sygnały wychwytywać i wykorzystywać je do swoich potrzeb.
Kolejnym ciekawym pomysłem ekonomii współdzielenia jest tzw. carpooling, czyli nic innego jak znany u nas już dawno autostop. Teraz przybrał jednak bardziej zorganizowaną formę. W Polsce działa znany od dawna w krajach europejskich Blablacar. To po prostu serwis internetowy, gdzie osoby podróżujące samochodem mogą znaleźć pasażerów na swoją trasę. I znowu wszyscy wygrywają. Zamiast jechać w pojedynkę – zabieramy kogoś i w ten sposób zmniejszamy koszt przejazdu. Pasażer ma gwarantowaną podwózkę za niewygórowaną kwotę. Zyskuje też środowisko naturalne i oczywiście sam serwis, który pobiera prowizję za pośrednictwo. Co ciekawe, polski Blablacar musiał zmierzyć się niedawno z falą czarnego PR-u, jakim zalała go konkurencja. Byli to prawdopodobnie przewoźnicy, którzy zauważyli spadek swych obrotów. Cóż, lepsze wypiera dobre.
Co legło u podstaw nowego modelu ekonomii? Z jednej strony koszty. Ceny w hotelach rosną, samochody nie tanieją, rowery też. Ale równie ważna jest idea. Dojrzałe społeczeństwa obywatelskie zauważają, że rozbuchana konsumpcja nie powinna być życiowym celem. Przecież niczemu nie służy. Owszem – gospodarka kwitnie, wskaźniki szybują, ale czy jesteśmy przez to szczęśliwsi? Nowy model ekonomii wpisuje się idealnie w ideę zrównoważonego rozwoju. To pojęcie szeroko stosowane, ale rzadko dobrze rozumiane. W pewnym uproszczeniu chodzi o zapewnienie sobie i innym życia dobrej jakości, a niekoniecznie wysokim kosztem. Pierwotnie miało ono zastosowanie w gospodarce leśnej – chodzi o to, by w lesie wycinać tylko tyle drzew, ile ma szansę odrosnąć. By las pozostał lasem, by był, istniał. Dziewiętnastowieczny kapitalista las wyciąłby w pień i niczym się nie przejmował, ciesząc brzęczącym w kieszeni pieniądzem. De facto pogorszyłby jednak byt swój, swoich bliskich, sąsiadów. Tymczasem mógłby wycinać powiedzmy jedno drzewo tygodniowo bez negatywnych skutków, zarabiając powoli, ale ciągle mając las.
Ekonomia współdzielenia działa podobnie, bazując na skłonności ludzi do współpracy i otrzymywaniu za to bardzo różnych form wynagrodzenia. To pieniężne jest na ogół godziwe i adekwatne do poziomu zaangażowania. Ważne są też benefity niematerialne – jak choćby satysfakcja, świadomość oszczędności czy proekologiczności działań. W sharing economy można zauważyć dwa podstawowe trendy. Jeden to współdziałanie ludzi – konkretnych osób, które dzielą się tym, co mają. Tak działa Airbnb czy Blablacar. Pośrednikiem w ich relacji jest pewna technologia. Warto zauważyć, że niebywale ułatwia ona interakcje. Co prawda zalążki świadomej ekonomii współdzielenia powstały kilkadziesiąt lat temu, ale obejmowały konkretne grupy społeczne. Firmy czy władze namawiały wówczas osoby pracujące w jednym miejscu, by przyjeżdżały wspólnie jednym autem, zabierały sąsiada z przedmieść do miasta czy do zabierania autostopowiczów, którym wydawano specjalne książeczki. Dziś grupa docelowa programów czy elementów ekonomii współdzielenia obejmuje niezwykle szerokie grupy. Nie ma problemu, bym wynajął łóżko w Stanach Zjednoczonych. Jako aktywny kierowca Blablacar wiozłem pewnego Hiszpana spod warszawskiego lotniska do Krakowa – kurs zamówił z drugiego końca Europy. Sharing economy nie ma granic i ich nie zna, nie respektuje. Drugi trend to działanie firm lub organizacji, np. miast. Tu użytkownicy nie współpracują bezpośrednio ze sobą, lecz korzystają z dóbr im udostępnionych.
Może zdziwi niektórych czytelników, że do tej pory nie padło magiczne słowo Uber. Firma ta jest przecież podawana jako przykład ekonomii współdzielenia. Hm, chyba na wyrost. De facto nie ma ona z nią nic wspólnego. Uber to normalna firma taksówkarska, tyle że działająca globalnie i ubrana w płaszcz niby nowoczesnej technologii. Stosuje agresywny marketing, walczy ceną i stara się wyciąć tradycyjne taksówki z rynku. Gdzie tu współdzielenie? Według tej samej zasady do ekonomii współdzielenia nie można zaliczyć popularnych serwisów zakupów grupowych. Są one bowiem odwróceniem tej idei. O prawdziwych zakupach grupowych możemy mówić wtedy, gdy zbiera się społeczność, która ma określone potrzeby. Na przykład kupno produktów lub usług. Dzięki sile grupy są w stanie wynegocjować niższą cenę dla każdego z uczestników. Serwisy takie jak Groupon i jego klony działają odwrotnie – oferują produkt lub usługę i zbierają na niego/ją chętnych.
Sharing economy działa nie tylko globalnie, często są to inicjatywy działające na konkretnym, stosunkowo niewielkim terenie. I niekiedy bardzo malutkie. Bo czy w ideę nowej ekonomii nie wpisuje się na przykład wiele inicjatyw sąsiedzkich? Wspólna opieka nad dziećmi, udostępnianie pomieszczeń spółdzielni mieszkaniowych na kluby, w których ludzie sami dla siebie prowadzą zajęcia i się spotykają. Nie da się nie zauważyć, że sharing economy działa dzięki i w oparciu o najnowsze technologie. Szczególnie przydatne są tu serwisy internetowe, media społecznościowe i geolokalizacja. Dzięki nim ludzie mają możliwość kontaktu z osobami podobnie myślącymi i mającymi odpowiednie potrzeby lub zasoby. Rodzi to również pewnego rodzaju problemy dla państw i rządów. Dlaczego?
Skostniałe struktury nie reagują odpowiednio na nowe ruchy społeczne. Wielu polityków głowi się nad kwestią „a jak to opodatkować?”. Faktycznie – wiele aspektów ekonomii współdzielenia pozostaje poza państwową kontrolą i wiele rządów nie umie tego zaakceptować. Kiedy jeden sąsiad pożycza drugiemu wiertarkę, to strata państwa jest minimalna. Ale gdy milion osób zaczyna podróżować autostopem, wpływy do budżetu spadają w sposób zauważalny. Nie ma podatku od biletów, zysków a więc i danin od firm transportowych etc. I na razie nikt nie wymyślił sposobu, by tę sytuację opanować, unormować, wsadzić w jakieś ramy. Ekonomia współdzielenia, czyli sharing economy, rewolucyjnie zmienia rzeczywistość. Po raz pierwszy w historii osoba prywatna ma możliwość globalnego dotarcia z produktem lub usługą do szerokiej grupy odbiorców, stając się tym samym prosumentem. Także lokalni przedsiębiorcy, dzięki platformom internetowym, dużo łatwiej mogą działać na globalnym rynku. W Polsce już 40% Polaków zna usługi sharing economy, z czego 26% aktywnie z nich korzysta – wynika z raportu „(Współ) dziel i rządź! Twój nowy model biznesowy jeszcze nie istnieje”. Jak podkreślają autorzy opracowania, zjawiska sharing economy nie wolno lekceważyć, pamiętając o tym, że Komisja Europejska zapowiedziała tworzenie nowych regulacji w tym zakresie.
- Ekonomia współdzielenia to jeden z przejawów powszechnej cyfryzacji o rewolucyjnym znaczeniu. Jest otwarciem ery prosumentów – niemal każdy konsument może stać się producentem, wykorzystując powszechnie dostępne platformy internetowe. To całkowicie zmienia obowiązujące do tej pory na rynku reguły gry. Tradycyjne firmy, aby przetrwać i utrzymać dynamikę wzrostu, muszą zweryfikować swoje strategie, adaptując modele biznesowe do zachodzących zmian – mówi Piotr Łuba, partner zarządzający działem doradztwa biznesowego PwC.
Dynamiczny rozwój zjawiska sharing economy na świecie powoduje, że globalny przychód generowany przez ekonomię współdzielenia, tylko w pięciu kluczowych sektorach (usługi finansowe i profesjonalne, transport, hotelarstwo, turystyka) osiągnie 335 miliardów dolarów do 2025 roku.
- Koszt posiadania jest często wyższy niż koszt dostępu, dlatego ten drugi model, promowany przez ekonomię współdzielenia, zyskuje na znaczeniu. Co ciekawe, sharing economy działa aż w trzech modelach: C2C, B2C, jak też B2B. Również firmy o ustalonej pozycji rynkowej mogą skorzystać na tym zjawisku. Po pierwsze, dywersyfikując swoje modele biznesowe poprzez dodanie do nich elementów satysfakcjonujących ‘nowego konsumenta’. Po drugie, optymalizując koszty, dzieląc się z innymi firmami niewykorzystanymi środkami trwałymi, własnością intelektualną, czy zasobami ludzkimi” – mówi Krzysztof Senger, wicedyrektor w zespole Innowacje i B+R w PwC.
Czy ekonomia współdzielenia jest dobra? Jasne! Nie umiemy dziś powiedzieć w jakim pójdzie kierunku, jak się rozwinie. Jedno jest pewne – jesteśmy świadkami globalnej, cichej rewolucji ekonomicznej. Lepiej wziąć w niej udział, niż zostać z tyłu.
Zobacz nasz katalog sieci franczyzowych i upewnij się która franczyza będzie dla Ciebie najlepsza.
Dołącz do newslettera
Ważne linki
Na skróty
Katalog franczyz
Kwoty inwestycji