Tempo rozwoju sieci jednak na tym nie ucierpiało. Sklepy YES pojawiły się w dziewięciu kolejnych galeriach handlowych, a ich liczba zbliża się już do setki. Niemniej firma zauważyła, że w tym roku potencjalni franczyzobiorcy byli mniej skłonni do inwestowania dużych kwot. Dlatego oprócz dwóch standardowych modeli współpracy (z zakupem zatowarowania lub bez) wprowadziła trzeci, zbliżony do agencyjnego, w którym YES bierze na siebie większą część inwestycji.
- Takie rozwiązanie rozważamy tylko w przypadku bardzo dobrych lokalizacji, na których bardzo nam zależy. Oczywiście niższy poziom inwestycji po stronie partnera oznacza, że trafi do niego mniejsza część zysków - zaznacza Paweł Korobacz.
Na przyszły rok firma zapowiada w granicach 10 kolejnych otwarć, najprawdopodobniej 1-2 w oparciu o pełną franczyzę, 1-2 w nowym modelu wymagającym najmniejszych nakładów od franczyzobiorcy oraz ok. 6-7 w tzw. modelu patronackim, w którym to franczyzobiorca finansuje otwarcie salonu, ale handluje w nim biżuterią pozostającą właśnością firmy YES. Ten najpopularniejszy w ostatnim czasie model wymaga nakładów na poziomie ok. 360 tys. zł netto.
Dyrektor sieci YES przyznaje, że ten rok był dość niestabilny dla branży ze względu na zawirowania na rynkach walutowych oraz rosnące w szybkim tempie ceny złota. To ostatnie ma dwie strony - z jednej stanowi o rosnącej barierze cenowej, ale z drugiej pozwala uzyskać nadzwyczajny przyrost wartości posiadanego kapitału. Każdy potencjalny franczyzobiorca musi sam zdecydować, czy jest gotowy na takie ryzyko.
- Niestety nie mogliśmy przenieść tych podwyżek w całości na klientów, gdyż rynek w obecnej sytuacji tego by nie przyjął. Widać było, że klienci rezygnują z ekstrawagancji, kupują przede wszystkim tańszą biżuterię oraz tę najbardziej niezbędną, związaną ze specjalnymi okazjami. Na szczęście udało nam się zachować sprzedaż na stabilnym poziomie liczoną rok do roku dla takiej samej liczby sklepów. Jednak ze względu na wzrost kosztów marże i zyski tochę spadły. Od 2-3 miesięcy obserwujemy natomiast lekkie ożywienie sprzedaży, trudno na razie wyrokować, czy jest to długotrwały trend. Na pewno najbardziej newralgicznym miesiącem, który lepiej pozwoli nam ocenić sytuację na rynku i nastroje klientów, jest grudzień - podsumowuje Paweł Korobacz.
Joanna Cabaj - Bonicka
ZOBACZ TAKŻE: