Foto: sxc.hu
Sądy grożą karami za sprzedaż alkoholu przez internet. Branża e-commerce wyśmiewa ich interpretację przepisów. Część e-sklepów wycofała alkohol z oferty, część śpi spokojnie, część nie wie co robić.
Oliwy do ognia dolał niedawny wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu. Uznał on, że jeden z wrocławskich sklepów, który wykorzystywał kanał e-commerce do sprzedaży alkoholu, robił to bezprawnie. Wyrok jest wiążący w tej konkretnej sprawie, ale może być wykorzystywany jako wskazówka dla innych sądów.
Skąd wziął się problem?
Sprzedaż alkoholu jest koncesjonowana - zgodę wydają samorządy i dotyczy ona konkretnego lokalu handlowego. Kontrowersje zaczynają się przy interpretacji miejsca sprzedaży. Według handlowców miejscem transakcji jest sklep, odbiorca dostaje jedynie kupiony wcześniej towar. Zdaniem przeciwników alkoholowych e-sklepów sprzedaż odbywa się poza miejscem, dla którego wydana została koncesja. Najgorętszym przeciwnikiem sprzedaży alkoholu przez internet jest Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, która aktywnie lobbuje za jej całkowitym zakazem.
Branża jest podzielona i zdezorientowana. Tesco prewencyjnie wycofało alkohol z oferty swojego e-sklepu. Można go kupić Auchanie, Leclercu i Piotrze i Pawle - w tej ostatniej sieci pod warunkiem odbioru osobistego. Wycofanie alkoholu z kanału e-commerce dużych sieci oznaczałoby dla nich straty. Ale dla sklepów wyspecjalizowanych w sprzedaży trunków, byłby to prawdziwy cios.
Przepisy sobie, życie sobie
Na razie nie wiadomo, co stanie się w przyszłości. Przepisy są na tyle niejasne, że można je różnie interpretować. Czy transakcja rzeczywiście dokonuje się w sklepie a ten dostarcza towar do klienta? A może jej miejscem jest szeroko rozumiany internet? Wydaje się, że ten problem należałoby szybko rozwiązać. Na razie jednak - poza wrocławskim sądem - nikt nie bierze się za to na serio. Handel w sieci (a może nie w sieci?) trwa, a branża nie ma pojęcia w którym kierunku potoczy się sytuacja.